REKLAMA

USA ciśnie Polskę ws. atomu. Mamy 30 dni. Czas start!

Jesteśmy coraz bliżej wyboru wykonawcy lub wykonawców pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej. Zgodnie z zapowiedziami i wcześniejszą umową Amerykanie przedstawili swoją ofertę. Podobno w grze cały czas pozostają też Francuzi i Koreańczycy. Ostateczną decyzję polskiego rządu powinniśmy poznać najpóźniej w październiku. Cały czas możliwy jest scenariusz, w którym wybór padnie na więcej niż jednego wykonawcę.

SMR-transformacja-energetyczna-PEP2040
REKLAMA

Na biurko Anny Moskwy, minister klimatu i środowiska, trafił Raport koncepcyjno-wykonawczy w zakresie współpracy w obszarze Cywilnej Energetyki Jądrowej. To efekt polsko-amerykańskiej umowy międzyrządowej sprzed dwóch lat. Dokument zawiera mapę drogową budowy w Polsce sześciu reaktorów. Zdaniem Rzeczpospolitej Amerykanie w pierwszej kolejności chcieliby wybudować elektrownię z trzema reaktorami o łącznej mocy 3,6 GW. Następnym etapem byłaby budowa analogicznej elektrowni, ale już w innej lokalizacji. Te dwie instalacje mogłyby zaspokoić nawet do 36 proc. rocznego zapotrzebowania energetycznego. 

REKLAMA

Elektrownia jądrowa w Polsce: decyzja do 30 dni

Kiedy możemy dowiedzieć się, czy amerykańska oferta przypadła do gustu polskiemu rządowi? Zdaniem Rzeczpospolitej Amerykanie na podjęcie ostatecznej decyzji dają nam raptem miesiąc. Najpóźniej więc w pierwszej połowie października powinniśmy wiedzieć, kto będzie w naszym kraju budował elektrownie jądrową. Do tej pory faworytami tego wyścigu byli Amerykanie. Ale wyrzucenie z rządu Piotra Naimskiego, wielkiego zwolennika atomowej współpracy z USA, wszystko zmieniło. 

Nie do końca wiadomo, jaką cenę zaoferowali Amerykanie. Wcześniej wątpiono, czy zgodzą się przejąć 49 proc. udziałów w tym atomowym projekcie. Jednak z rozmowy Rzeczpospolitej z Eliasem Gedeonem, menedżerem odpowiedzialny w firmie Westinghouse za komercjalizację projektów, wynika, że te obawy są bezpodstawne. 

Francuzi i Koreańczycy ciągle w grze

Amerykanie mieli wygrać ten wyścig w cuglach. Jednak od pary tygodni coraz głośniej słychać, że już wcale nie przewodzą całej stawce. Bo podobno z pieniędzmi nie jest tak, jak miało być, a też rząd boi się - po doświadczeniach obecnego kryzysu energetycznego - wiązać się tylko z jednym partnerem. Nic więc dziwnego, że wysłano do Francuzów i Koreańczyków sygnał, że rywalizacja cały czas trwa i oni też mają szansę, nawet jak nie na cały tort, to na jakiś jego kawałek. 

Francuzi chcą nam wybudować 4-6 reaktorów EPR o łącznej mocy od 6,6 do 9,9 GW. Koszt inwestycji: 33-48,5 mld euro. Francuskie EDF deklaruje uruchomienie pierwszego reaktora w 2033 r., czwartego w 2038 r., a ostatniego, szóstego w 2043 r. Koreańczycy z KHNP złożyli ofertę na budowę sześciu reaktorów o łącznej mocy 8,4 GW, z czego pierwszy mógłby zacząć pracę w 2033 r. O pieniądzach konkretnie nic nie mówią, ale zapewniają, że ich oferta jest o 30 proc. korzystniejsza finansowo od tej francuskiej.

2033 rok to data zbyt ambitna dla atomu w Polsce?

Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. wskazuje, że budowa pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce powinna ruszyć w 2026 r. Zgodnie z tymi wytycznymi już w 2033 r. powinien działać jeden blok atomowy o mocy ok. 1-1,6 GW. Oprócz tego dalej mają postępować prace nad wdrożeniem małych atomów modułowych (SMR). 

Okazuje się jednak, że z terminem wyznaczonym na 2033 r. może być bardzo ciężko. Przyznał to w trakcie konferencji naukowej Bezpieczeństwo energetyczne - filary i perspektywa rozwoju Tomasz Nowacki, dyrektor Departamentu Energii Jądrowej w Ministerstwie Klimatu i Środowiska.

REKLAMA

Zaraz jednak dodaje, że ten termin wciąż jest dla Polski wykonalny. Pod jednym, podstawowym warunkiem: jak inwestycja prędko ruszy z miejsca. Pierwszym krokiem w tym kierunku będzie szybki, bez zbędnego opóźnienia, wybór wykonawcy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA