Rekompensaty za ceny prądu. Nowy pomysł rządu może sprzyjać wyłudzeniom
Chociaż tarcza rządu ma już nie być tych rozmiarów co rok wcześniej, to jednak władza dotrzymuje słowa i swoich podwładnych przed coraz droższą energią elektryczną z węgla stara się jak może ochronić. Już pal licho, że tylko tych najuboższych. Ważniejsze, że przy okazji tak skonstruowane rekompensaty mogą być kolejnym potwierdzeniem, że „Polak potrafi”.
Fot. Michal Jarmoluk/Pixabay
Za rachunki za prąd płacone w tym roku ryczałty mamy dostać dopiero za rok. I nie wszyscy, tylko ci, którzy mieszczą się w pierwszym progu podatkowym, czyli zarabiający miesięcznie nie więcej niż ok. 7 tys. zł brutto - na rękę 5 tys. zł z niewielkim okładem.
Zgodnie z wyliczeniami Jacka Sasina, szefa resortu Aktywów Państwowych, prawo do rekompensat będzie przysługiwało 15 mln gospodarstw domowych, co oznacza, że w kieszeniach Polaków pozostanie ok. 2,4 mld zł. Chcąc liczyć na otrzymanie w 2021 r. rekompensaty, będzie trzeba do końca 2020 r. złożyć u swojego dostawcy prądu stosowny wniosek. Ryczałt ma być odliczony od pierwszego rachunku za prąd, wystawionego po 15 marca 2021 r.
Furtka na cwaniactwo szeroko otwarta
Kwota rekompensaty ma zależeć od zużycia prądu w 2020 r. Na najwięcej, bo 306,75 zł będą mogły liczyć gospodarstwa domowe z największym zużyciem: więcej niż 2800 kWh. Innym pozostają pozostałe stawki: 34,08; 82,80 i 190,86 zł. Nie trzeba jednak od razu wyrywać sobie włosów z głowy, jak się okaże, że akurat nasze rachunki na przyszłoroczną rekompensatę nie mają co liczyć.
W projekcie nowych regulacji bowiem znalazł się zapis mówiący, że ów próg dochodowy dotyczy wyłącznie osób, które podpisały umowę na dostawę prądu. Ale gospodarstw domowych, w których żyją i gdzie ową energię elektryczną pożytkują - już nie.
To zaś pokazuje oczywistą możliwość: dana osoba, której nazwisko i podpis widnieją na umowie na dostawę prądu, a nie łapie się na pierwszy prób podatkowy - wcale nie musi się od razu żegnać z rządowymi rekompensatami. Wszak wystarczy tę samą umowę scedować na innego członka gospodarstwa domowego, który jest gorzej uposażony i już się w rekompensacyjne widełki łapie. I wtedy tutaj też pomoc rządu trafi.
Marchewka za chuda?
Minister Jacek Sasin pytany o taką ewentualność stwierdził, iż nie sądzi jednak, żeby takie zjawisko scedowania umów na dostawę prądu przybrały gremialny charakter. Dlaczego? Bo ewentualna korzyść nie jest aż taka wysoka, żeby opłacało się kombinować - raptem średnio w okolicach 100 zł w kieszeni.
Wydaje mi się, że albo szef Aktywów Państwowych udaje, albo jednak swoich rodaków nie do końca zna. Bo, owszem, tak jak zgadzam się, że mechanizm rekompensat ma szansę na przynajmniej zmniejszenie poziomu ubóstwa energetycznego nad Wisłą (według obliczeń Instytutu Badań Strukturalnych to zjawisko dotyczy ok. 12 proc. Polaków, czyli 1,3 mln gospodarstw domowych), to jednak wiara, że rodacy chętnie nie schylą się nawet po 100 zł i w tym celu nie będą powszechnie zmieniać umowy na dostawę energii - wydaje się już bardzo mocno naiwna.
Tak płacimy za węgiel
W przypadku cen energii elektrycznej korelacja wydaje się bardzo prosta. Prąd pochodzący z węgla będzie tylko drożał, bo m.in. tak Unia Europejska chce nas zmusić do neutralności klimatycznej i co za tym idzie zero-emisyjności w 2050 r. Do tego dochodzi jeszcze Europejski System Handlu Emisjami.
Gdy tona CO2 kosztowała około 5 euro, nad Wisłą płaciliśmy za prąd niewiele. Jednak kiedy podskoczyła do 25 euro, potrzebna była pomoc rządu, który widząc kalendarz wyborczy, nie mógł sobie pozwolić na szokowanie wyborców wysokimi rachunkami za prąd w kieszeni. To byłoby polityczne samobójstwo.
Zdecydowano się więc na pomoc publiczną dla spółek energetycznych, by te nie musiały wystawiać aż tak wysokich rachunków. Komisja Europejska ciut pokręciła nosem, ale manewr w pełni się powiódł - Polacy dalej żyli w nieświadomości i nie mieli pojęcia, że czasy dla taniego prądu z węgla już raz na zawsze odeszły.
Zwłaszcza po ogłoszeniu Zielonego Ładu dla Europy było już jasne, że nowa Komisja Europejska ani myśli zawrócić z ekologicznego szlaku. Jak już to jedynie zacieśni zakręt i przyspieszy. Z kolei rozciągany przez politykę socjalną budżet centralny nad Wisłą takich jak wcześniejszych rekompensat mógłby po prostu nie wytrzymać.