Biedne banki – ktoś je ciągle prześladuje, i to wykorzystując do tego pieniądze podatników
Wiadomo - opcje walutowe, polisolokaty, spready walutowe, kredyty we frankach szwajcarskich - to wszystko wina klientów. A ten okropny UOKiK co chwilę czepia się niewinnych bankowców i jeszcze śmie informować o tym opinię publiczną, że ma do nich jakieś zastrzeżenia. I w dodatku drogi strasznie ten urząd, co to broni interesów konsumentów, bo jakby nic nie robił, to byłoby taniej dla całego społeczeństwa.
Banki właśnie pożaliły się „Pulsowi Biznesu”, że w UOKiK rozgrywa się jakiś wielce podejrzany konkurs: każdy kolejny szef tego urzędu próbuje udowodnić, że jest bardziej bezkompromisowy niż poprzedni w bronieniu interesów konsumentów. Ta dziwna zabawa trwa już dziesięć lat - twierdzą banki i ich zdaniem na razie wygrywa obecny prezes UOKiK Tomasz Chróstny.
A najgorsze, że na tej dziwnej zabawie panów szefów państwowego urzędu cierpią biedni niewinni bankowcy, którzy padają ofiarą całej tej sytuacji.
UOKiK nie rozumie, że te jego kary zapłacą nie banki, a klienci
No i oczywiście ten zły UOKiK tak naprawdę nie rozumie, że jego bezkompromisowość tak naprawdę szkodzi klientom. Bo jak bank dostanie karę, to skądś będzie musiał wziąć pieniądze, a bankowcy nie są od tego, żeby do interesu dopłacać, tylko żeby zarabiać, więc zapłacą i tak klienci.
To nie jest kwestia negatywnego nastawiania do regulatorów, ale modelu ochrony konsumentów, opartego na przekonaniu, że konsument jest nierozgarnięty i niedoinformowany, urząd wie najlepiej, co jest dla konsumenta dobre, a przedsiębiorcę należy karać. Możemy zbudować system, w którym konsument za nic nie będzie ponosił odpowiedzialności, będzie dostawał mnóstwo dodatkowych informacji, tyle tylko, że ktoś musi za to zapłacić. Tu jest fundamentalne niezrozumienie po stronie UOKiK: wiara, że można zbudować system ochrony za darmo. Można banki ukarać i zabronić opłat, ale na koniec nikt do tego interesu nie będzie dopłacał i na koniec dnia karę zapłaci klient.
– tłumaczy „PB” jeden z bankowców.
I już prawie zaczynam myśleć, żeby stworzyć jakąś grupę na Facebooku, jakiś protest pod UOKiK-iem z wypisanym na sztandarach hasłem: „zostawcie banki w spokoju!”. No bo przecież to przez urzędników banki będą przerzucały na mnie swoje kary, to może lepiej, żeby ich nie karano? A poza tym bankowcy mówią, że są niewinni, więc te kary to w ogóle nie wiadomo za co.
Ale zaraz! A opcje walutowe? A polisolokaty? A spready? A kredyty we frankach? Czy one wszystkie były prawidłowo skonstruowane? A może to, że te produkty niekiedy łamały prawo to wina klientów? Nie odpowiem, na takie pytania odpowiadają sądy.
To jednak na pewno wina klientów, że się na banki skarżą. Przecież robią tym krzywdę całemu społeczeństwu, nawet tej części co to z bankiem nie ma nic do czynienia (choć takich już mało). No bo przecież cały ten UOKiK jak tych kar nakłada coraz więcej, to coraz więcej musi pracować i mu koszty rosną. A kto utrzymuje publiczne urzędy? Podatnik!
A to nie jakieś tam drobne. „Puls Biznesu” przypomina, że o ile jeszcze w 2010 r. utrzymanie UOKiK kosztowało 53,9 mln zł, o tyle już w 2020 r. już prawie dwa razy więcej - 102,5 mln zł
Nie patrzmy na to, że przeciętne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w 2020 r. wyniosło 5167,47 zł, tymczasem w 2010 r. 3224,98 zł. Kurcze, to żeby koszty nie rosły urzędowi i zatrzymały się na poziomie sprzed dekady, urząd powinien co roku zwalniać kilka osób, bo koszty zatrudnienia są coraz wyższe. No i oczywiście robić mniej zamiast więcej, wtedy byłoby taniej i podatnik byłby zadowolony.
No i dlaczego akurat bankowców trzeba kontrolować, hę?
Tymczasem nie dość, że UOKiK nie ogranicza swojej działalności, to jeszcze zwiększa swoje zainteresowanie właśnie bankami. 2018 r. - jedna kara dla banku. 2019 r. - jedna kara dla banku. 2020 r. - sześć kar. A właśnie na początku 2020 r. fotel prezesa UOKiK objął Tomasz Chróstny. Przypadek?
Te sześć kar dla sześciu banków to łącznie 110 mln zł. W sumie urząd mógłby być bardziej srogi, bo ma prawo nałożyć karę do 10 proc. rocznych obrotów przedsiębiorcy, a przypadku banków nakłada zwykle 0,25-0,5 proc. dochodów - pisze „PB”.
Ale za to robi coś może nawet gorszego! Informuje o tym, że prowadzi postępowanie w jakieś sprawie, bo ma niepokojące podejrzenia. Ba! Informuje również opinię publiczną o tym, że zdecydował nałożyć karę na przedsiębiorcę, zanim jeszcze stanie się ona prawomocna! Przecież to może zepsuć reputację bankowi!
Banki się od decyzji prezesa urzędu odwołują, a dziennikarzom się skarżą, że przecież wiadome jest, że już o decyzji Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, która karę nałożoną na przedsiębiorcę jednak zmniejsza, UOKiK tak chętnie nie trąbi. Szkoda tylko, że na dowód tego przytoczono decyzje SOKiK o zmniejszeni kary wobec kilku firm, z których żadna nie jest bankiem. Wiadomo, to bankowcy są tu na pewno krzywdzeni.
UOKiK kładzie kłody pod nogi nawet MF
I jeszcze urzędnicy UOKiK robią problemy w Ministerstwie Finansów, wiedzieliście? To przecież skandal, że jedna instytucja publiczna utrudnia pracę drugiej. A UOKiK to taki podstępny gagatek, że na pewno po złości nakłada te kary w jednym roku więcej, w innym mniej.
W 2019 r. na przykład UOKiK z tytułu nałożonych kar wpłacił do budżetu państwa tylko 18 mln zł, a w 2018 r. aż 176 mln zł. I jak tu taki biedny planista w Ministerstwie Finansów ma ogarnąć budżet urzędu, jak ten nie jest w stanie zapanować tak prostej rzeczy, jak to, ile w danym roku kar nałoży?!