Zakaz handlu w niedzielę miał zmienić przyzwyczajenia Polaków. Dlatego zostanie zaostrzony zgodnie z planem
Temat zakazu handlu w niedzielę wraca jak bumerang. Jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej, a w tym czasie wiedza o społecznych nastrojach jest na wagę złota. Trudno dzisiaj wskazać lepszy wabik tych opinii niż właśnie zakaz handlu.
Miesiąc temu media obiegła informacja, że Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii ma na stole analizę, z której wynika, że najlepszym rozwiązaniem jest powrót do dwóch handlowych niedziel w miesiącu.
Nie bez znacznie była opinia publiczna, która z biegiem czasu coraz bardziej zaczęła kręcić nosem na to, że w niedziele drzwi do sklepów są zamknięte. A przecież jesteśmy w trakcie okresu przejściowego. Docelowe rozwiązanie zbliża się wielkimi krokami. Od stycznia 2020 r. zakaz handlu ma obejmować wszystkie niedziele. Wyjątkiem będą te ostatnie stycznia, kwietnia, czerwca i sierpnia, a także dwie kolejne poprzedzające Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Resort zmienia zdanie.
Oliwy do ognia z pewnością dodają dane Biura Analiz Sejmowych, z których wynika, że niedzielny zakaz spowodował spadek obrotu małych sklepów o 20–30 proc. Ale MPiT wydaje się być ponad to. Parę tygodni po sugestiach o liberalizacji przepisów dotyczących zakazu handlu w niedziele, publikuje komunikat, z którego wynika, że obowiązujące przepisy są bardzo dobre. Dzięki nim, przekonuje resort, sytuacja w handlu detalicznym w minionym roku była najlepsza od 10 lat. I tym samym nie ma przesłanek do jakichkolwiek zmian.
Szefowa MPiT, minister Jadwiga Emilewicz w ostatnim wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej precyzuje swój pogląd na ten temat. Twierdzi, że na razie nic nie stoi na przeszkodzie, by wypełnić plan i od stycznia 2020 r. w ogóle zakazać handlu w niedzielę.
Minister przekonuje, że przepisy zdążyły się już zmienić przyzwyczajenia Polaków, którzy zaczęli częściej robić zakupy w piątki i soboty. Dzięki zaś niehandlowym niedzielom rozwija się branża gastronomiczna i turystyczna.
Mimo że wypowiedzi szefowej MPiT są dosyć jednoznacznie, minister sprytnie pozostawia sobie jeszcze pole do odwrotu. Bo chociaż przepisy są bardzo dobre, to jeszcze lepiej będzie sprawdzić opinie Polaków.
Sondaże przeciwko ministerstwu.
Trudno wróżyć z fusów i już dzisiaj zakładać, jakie zdanie będą mieć Polacy pod koniec 2019 r. na temat zakazu handlu w niedziele. Ale coś tam można jednak przypuszczać. Od miesięcy widoczna jest tendencja. Zwolenników zamkniętych sklepów w ostatni dzień tygodnia ubywa, a przybywa chcących co najmniej ograniczenia zakazu handlu.
Potwierdza to choćby badanie IBRIS dla Radia ZET, które przeprowadzono pod koniec marca. Wynika z niego, że aż 62 proc. respondentów nie chce, żeby sklepy były zamknięte we wszystkie niedziele. Deklarują też, że, owszem, teraz robią częściej zakupy w piątki i niedziele, ale nie do końca wynika to z ich wyboru, a bardziej konieczności.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że temat zakaz handlu powróci do nas wielokrotnie. Bo przecież tak naprawdę jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej. Pal licho majowe rozstrzygnięcia do Parlamentu Europejskiego. Liczą się przede wszystkim wybory na jesieni.
A w tym czasie sondowanie opinii publicznej jest na wagę złota. Zwłaszcza, kiedy wynik wyborczej potyczki ciągle jest otwarty. I pewnie, biorąc pod uwagę głęboką polaryzację kraju, tak będzie do końca. O tym, czy od następnego roku będziemy częściej chodzić do sklepów w niedziele, czy w ogóle - przekonamy się już po wyborach. Tyle, że wtedy nikt nas o zdanie raczej już nie zapyta.