Koniec z pracą na zmywaku w UK. Bez języka i wysokich kwalifikacji nie masz czego tam szukać
Wielka Brytania chce zamknąć swoje granice dla imigrantów, którzy nie mogą pochwalić się znajomością języka angielskiego i nie mają specjalistycznych umiejętności. Obcokrajowcy ubiegający się o pracę, będą poddawani szczegółowej ocenie. Nowy system ma wejść w życie od stycznia 2021 r.
Ograniczenie imigracji było drugim najważniejszym powodem, dla którego Brytyjczycy zdecydowali się zagłosować za brexitem. W momencie przeprowadzenia referendum za zaostrzeniem polityki imigracyjnej opowiadało się aż 77 proc. obywateli Wielkiej Brytanii.
Wychodząc naprzeciwko tym oczekiwaniom, tuż po wyjściu z Unii Europejskiej, Partia Konserwatywna chce pozbyć się z Wysp obcokrajowców, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy.
Torysi chcą wprowadzić u siebie coś na wzór australijskiego systemu wizowego, w którym cudzoziemcy dostają punkty za wykształcenie, doświadczenie zawodowe, wiek i znajomość języka.
Kto będzie mógł pracować w Wielkiej Brytanii?
Jak ma to wyglądać w brytyjskiej wersji? Konserwatyści widzą to tak:
- Koniec z pracą dla samozatrudnionych – polscy hydraulicy nie mają więc już czego szukać
- Minimalny próg zarobków – 25,6 tys. funtów rocznie. Suma to może być obniżona do 20,48 tys. funtów w zawodach, w których występuje duży deficyt siły roboczej. Przyjeżdżając na Wyspy musimy mieć już załatwioną pracę
- Pracownicy będą musieli znać język angielski co najmniej na poziomie podstawowym
Do spełnienia warunków pozwalających na zatrudnienie trzeba będzie uzyskać łącznie 70 punktów i wypełnić trzy założenia (dostać ofertę pracy - 20 pkt, oferta pracy jest na wymaganym poziomie umiejętności - 20 pkt, znajomość angielskiego - 10 punktów). Do wymaganej liczby można dobić uzyskując kolejne 20 punktów w jednym z poniższych kryteriów:
- pensja 20,48 tys. - 23,039 tys funtów - 0 pkt
- pensja 23,040 - 25,599 funtów - 10 pkt
- 25,6 tys. funtów i więcej - 20 pkt
- praca w sektorze z deficytem siły roboczej - 20 pkt
- doktorat w dziedzinie związanej z zatrudnieniem - 10 pkt
- doktorat z technologii, inżynierii albo matematyki związany z pracą - 20 pkt
Prawo do zarabiania na Wyspach zachowają oczywiście sportowcy i artyści. Będą oni mogli normalnie uczestniczyć w zawodach, przedstawieniach czy przesłuchaniach.
Torysi chcą również zaostrzyć kontrole graniczne dla obywateli UE. Do Wielkiej Brytanii nie wjedziemy już na samym dowodzie osobistym, w podróż trzeba będzie zabrać paszport w kolorze „burgundzkiego wina”.
Przedsiębiorcy potrzebują imigrantów
Propozycja spotkała się z dużym sprzeciwem ze strony branż, które masowo zatrudniają obcokrajowców. Kate Nicholls, dyrektor naczelna UKHospitality (organizacji zrzeszającej hotele, kluby i restauracje) grozi, że wyrzucenie taniej siły roboczej do końca roku będzie miało katastrofalne skutki i zniechęci do inwestowania przy głównych ulicach.
„The Guardian” pisze, że szczególnie poszkodowane mogą zostać kawiarnie, gdzie Brytyjczycy stanowią 2 proc. kandydatów do pracy.
Koncepcja jest krytykowana także przez przedstawicieli branży przetwórczej, rolnictwa i sektora opieki społecznej. I to nie tylko ze względu na brak dopływu świeżej siły roboczej. Według szacunków Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 70 proc. pracowników z Unii pracujących w Wielkiej Brytanii nie dostanie zgody na dalszy pobyt.
Suchej nitki na nowej polityce wobec imigrantów nie zostawia też opozycja. Christine Jardine z Partii Liberalno-demokratycznej powiedziała, że propozycje są oparte na „ksenofobii”, a nie na „potrzebach społecznych i gospodarczych naszego kraju”.
Ucierpi gospodarka
Rząd Borisa Johnsona wprowadza koncepcję, do której wdrożenia zabrakło rozumu/odwagi (niepotrzebne skreślić) gabinetowi Theresy May. Na biurko byłej pani premier w 2018 r. trafił raport przygotowany przez Komitet Doradczy ds. migracji. Wynikało z niego, że imigranci z krajów UE, Norwegii, Islandii i Lichtensteinu wpłacają do brytyjskiej służby zdrowia więcej pieniędzy, niż następnie wyciągają w formie usług.
Opracowanie rozprawiało się również z mitami na temat zwiększonej przestępczości, spadku płac i zabieraniu pracy rodowitym Brytyjczykom.
Wpływ na poziom zatrudnienia obcokrajowców miała już zresztą sama decyzja o wystąpieniu ze Wspólnoty. Według Brytyjskiego Biura Statystyki Narodowej exodus dotyczył głównie pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej. Pod koniec 2018 r. na Wyspach pozostało ich 869 tys. – o 90 tys. mniej niż w 2017. I 184 tys. mniej niż dwa lata wcześniej.
Bloomberg podawał w ubiegłym roku, że w sektorze usług w ciągu najbliższych 5 lat zabraknie aż miliona pracowników. Liczba ta podwoi się w ciągu kolejnych 5 lat. Jednocześnie bezrobocie na Wyspach spadło poniżej 4 proc., do najniższego poziomu od 45 lat. Biorąc pod uwagę starzenie się brytyjskiego społeczeństwa, decyzja Partii Konserwatywnej wydaje się spektakularnym strzałem w stopę.