Nasze rachunki za prąd w rękach urzędu, który nawet własnej pracy nie potrafi zorganizować
Nie takiej informacji oczekiwali Polacy, którzy drżą o wysokość rachunków za prąd w przyszłym roku. W Urzędzie Regulacji Energetyki – podmiocie, który zatwierdza nowe taryfy dla spółek energetycznych – panuje niewiarygodny bałagan. Kontrolę w urzędzie przeprowadziła Kancelaria Premiera.
Od paru tygodni oczy wielu Polaków zwrócone są właśnie w stronę URE. To właśnie do tego urzędu spółki energetyczne wnioskują w sprawie nowych taryf. Czyli tak po prawdzie w URE zapadają decyzje o wysokości naszych przyszłych rachunków. Nie jest też tajemnicą, że ze względu na splot różnych czynników rachunki za prąd i ogrzewanie będą w Polsce znacznie wyższe. Jak dodamy do tego też największą od 20 lat inflację w Polsce, to wychodzi na to, że przed Świętami Bożego Narodzenia o dobry nastrój Polaków będzie bardzo trudno.
Nowe taryfy powinny być opublikowane na stronach UE do 17 grudnia. Jakby tego było miało, wyszły na jaw też wyniki kontroli Kancelarii Premiera w URE. Dobrze nie jest.
URE bez analizy wydatków i zatrudnienia
URE ma być poważnym urzędem zatrudniającym ekspertów, regulatorem rynku energii. Od Rafała Gawina, prezesa Urzędu, od miesięcy słyszymy, że zbliżające się podwyżki niestety będą znacznie wyższe od i tak rekordowej inflacji. I chociaż nie ma co brać na poważnie wniosków spółek o zwiększenie taryf nawet o 40 proc., to lepiej jednak przygotować się na dwucyfrowe zwyżki. Można było więc w ostatnich tygodniach URE postrzegać jako surowego ojca, który za bardzo wyszaleć się dziatwie nie pozwoli, ale krzywdy też nie da nikomu zrobić. Tymczasem, po wynikach kontroli w URE Kancelarii Premiera – ten czar prysł. I zamiast ojca jest nieodpowiedzialny hulaka.
Jak donosi „Rzeczpospolita”, Kancelaria Premiera przeprowadziła w URE kontrolę. Urzędnicy przyjrzeli się, jak wyglądała w latach 2018-2020 w URE struktura organizacyjna, jak w tym czasie miały się umowy cywilnoprawne, czy w jakiej kondycji są w URE zasoby ludzkie. W pokontrolnym wystąpieniu – podpisanym przez Michała Dworczyka, szefa KPRM – błędy wytknięto w każdym z tych kontrolowanych aspektów. URE miał nie analizować szczegółowo swoich wydatków. Nie było też żadnej analizy dotyczącej zwiększenie efektywności przez zmianę struktury zatrudnienia w firmie.
Ponadto sytuację kadrową pogarszało udzielanie długotrwałych (powyżej 14 dni) urlopów bezpłatnych oraz wzrost liczby wakatów. Podejmowane działania w celu pozyskania kandydatów do pracy nie były w pełni skuteczne – czytamy w pokontrolnym raporcie.
Nie było szkoleń pracowników, ale już są
Bałagan w URE z biegiem kolejnych lata miał się tylko pogłębiać. Równolegle zaś Urząd w tym czasie uzyskiwał nowe kompetencje i zadania. Tymczasem nawet regulamin URE nie uwzględniał 21 proc. zadań wdrożonych do realizacji w latach 2018–2020. Kancelaria Premiera stoi też na stanowisku, że szefostwo URE niewłaściwie dysponowało dostępnymi dla pracowników nagrodami i dodatkami do pensji. Proces rozwoju zawodowego pracowników przebiegał bez kompleksowej identyfikacji potrzeb szkoleniowych – zwraca uwagę KPRM.
Mimo tak niekorzystnych wyników kontroli URE uspokaja, że wszystko jest jak najbardziej w należytym porządku. Zgłoszone zaś uwagi albo już są realizowane, albo zaplanowane do realizacji. Np. uruchomiono cykl szkoleń zdalnych dla pracowników pn. Akademia Wiedzy URE. Jak informuje Centrum Informacyjne Rządu, prezes Rafał Gawin – powołany na tę pięcioletnią kadencję przez premiera Morawieckiego – szczegółowo odniósł się to stawianych URE zarzutów i obiecał podjąć stosowne działania w celu usprawnienia działania Urzędu.
Operacja polityczna zatwierdzona przez Kaczyńskiego?
Po cichu mówi się, że tu nie o żadne nieprawidłowości w URE chodziło. Mamy za to być świadkami kolejnej odsłony wojny personalnej z premierem Mateuszem Morawieckim, który ma w obozie władzy systematycznie ostatnio tracić wpływy. Najpotężniejszym do tej pory uderzeniem w szefa rządu było zdymisjonowanie jego bliskiego przyjaciela Zbigniewa Jagiełły, który po 12 latach przestał być prezesem PKO BP.
Potem jego miejsce zajął Jan Emeryk Rościszewski, też postrzegany jako „człowiek premiera”, który pożegnał się ze stanowiskiem raptem po kilku miesiącach. To miał być element zarządzonej przez samego Jarosława Kaczyńskiego operacji, która ma jeden cel: ograniczenie wpływów obecnego szefa rządu. Kontrola w URE ma być tego frontu kolejną odsłoną. Innym uderzeniem tej samej batalii ma być też ewentualna dymisja Tomasza Chróstnego, prezesa UOKiK, który ma być też związany z szefem rządu.