REKLAMA

Komisja Europejska w obawie przed trzecią falą pandemii nieco łagodzi klimatyczny ton

Nieformalna grupa robocza ds. Środowiska w Radzie UE omawia dodatkowe redukcje emisji w sektorach poza systemem handlu uprawnieniami do emisji. Komisja Europejska bierze pod uwagę odejście od rocznych celów w sektorach transportu drogowego, budownictwa, rolnictwa i odpadów dla poszczególnych krajów członkowskich. Ekolodzy biją na alarm. To krok w tył - twierdzą.

kryzys-energetyczny-KE-propozycje
REKLAMA

Pandemia coraz bardziej zmienia brukselską optykę. Najpierw unijna Komisja Środowiska, potem Parlament Europejski, a kilka dni temu nawet Sekretarz Generalny ONZ akcentowali konieczność podniesienia celu redukcji emisji CO2 do 2030 r. względem tej z 1990 r. Do tej pory miała być na poziomie 40 proc., ale od dłuższego czasu mówi się jednak o wyższych wartościach: od 55 do nawet 65 proc. Tylko tak możemy wszak wpisać się w Zielony Ład, który poprowadzi nas już za trzy dekady do neutralności klimatycznej w UE. 

REKLAMA

I kiedy wszystko wydawało się już jasne, nagłą woltę wykonała sama Komisja Europejska i zaproponowała zmiany w instrumentach prawnych określających strukturę polityki klimatycznej. Te propozycje zmierzają do zniesienia lub osłabienia rozporządzenia w sprawie wspólnego wysiłku redukcyjnego (ESR), który reguluje około 60 proc. emisji w Europie. Ekolodzy biją na alarm i przekonują, że w ten sposób UE ze zmianami klimatycznymi nie wygra.

„Nawet zakładając, że regulacje mogą być później wzmacniane i poprawiane, decyzje, które zapadną w najbliższym czasie, mają ogromną wagę. Określą podstawowe ramy wszystkich działań, to, jak będą się one przekładać na skuteczność polityki klimatycznej i na życie obywateli. Byłoby bardzo źle, gdyby te ramy od początku były osłabione” – mówi Urszula Stefanowicz z Polskiego Klubu Ekologicznego Okręgu Mazowieckiego. 

Redukcja emisji CO2, czyli ekolodzy piszą list

Europejskie organizacje pozarządowe, w tym CAN-Europe i Transport&Environment, przekazały przewodniczącej KE Ursuli Von der Leyen krytyczną opinię na temat jej propozycji zniesienia lub osłabienia rozporządzenia w sprawie ESR. Do polskiego ministra klimatu i środowiska w tej sprawie napisał przedstawiciele Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych, Instytutu na rzecz Ekorozwoju, Instytutu Spraw Obywatelskich, Polskiego Towarzystwa Programów Zdrowotnych, Polskiego Klubu Ekologicznego Okręg Mazowiecki i WWF Polska.

Ekolodzy przekonują, że po wprowadzeniu w życie zmian proponowanych przez KE, rządy krajów członkowskich nie byłyby już bezpośrednio zobowiązane do obniżania emisji w transporcie drogowym i budownictwie. Te sektory zostałyby z kolei włączone do europejskiego rynku handlu emisjami (ETS), co przełożyłoby się na wzrost cen uprawnień do emisji. A to oznacza m.in. wyższe koszty używania samochodów i bardziej słone rachunki za ogrzewanie domu. Najbardziej wtedy ucierpiałyby gospodarstwa domowe o niższych dochodach, których nie stać na wymianę pojazdów na zeroemisyjne czy modernizację domów.

Rezygnacja z celów krajowych, jak sugeruje Komisja Europejska, usunęłaby zachętę dla rządów do podejmowania działań krajowych na rzecz dekarbonizacji transportu

– uważa Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.

Wyjaśnia, że chodzi o takie działania jak zachęty do zakupu niskoemisyjnych samochodów, czy ustanawianie stref czystego transportu w miastach.

Porozumienie już 10 grudnia?

KE nieco osłabia swój ekologiczny ton, bo chce krajowym gospodarkom dać oddech do wracania na właściwe tory, po tym, jak pandemia wykoleiła wszystkich jak się patrzy. Zwłaszcza że ów powrót może być rozpisywany na miesiące jak nie na lata.

Jednak konsekwencji takiej zmiany stanowiska nie można bagatelizować. Rafał Bajczuk wskazuje m.in. na wyższe koszty po stronie polskich firm transportowych. Wszystko przez to, że „jesteśmy mniej zamożnym społeczeństwem i nie stać nas na tak szybką elektryfikację transportu drogowego, jak kraje zachodu”.

REKLAMA

Która wizja wygra? Okaże się najprawdopodobniej już 10 grudnia - podczas posiedzenia Rady Europejskiej. Ekolodzy i reprezentanci organizacji pozarządowych uważają, że taka propozycja ze strony KE zagraża osiągnięciu celu redukcji emisji na 2030 r., niezależnie czy będzie na proponowanym przez polityków poziomie 55-60 proc. czy klimatologów i naukowców - 65 proc.

Urszula Stefanowicz przekonuje, że „zamiast spychać z siebie odpowiedzialność i szukać furtek, które pozwolą im robić mniej, wszystkie strony tej debaty powinny zaangażować się w znalezienie rozwiązań najskuteczniejszych i najbardziej sprawiedliwych społecznie, dla dobra nas wszystkich”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA