Niemiecka gazeta ostro skrytykowała hotel Gołębiewski w Pobierowie. Poszło o jego gigantyczną skalę i brak estetyki, nazywając go symbolem megalomanii i bezmyślnej turystyki masowej. Prawdziwy problem z hotelami Gołębiewskiego polega jednak na tym, że powstawały one często z naruszaniem prawa budowlanego i ochrony środowiska, a państwo przymykało na to oczy.

Dziennik „Süddeutsche Zeitung” poświęcił obszerny tekst nowemu hotelowi Gołębiewski w Pobierowie. Autor artykułu nie zostawia na inwestycji suchej nitki, nazywając ją megalomanią, absurdem architektonicznym i symbolem turystyki nastawionej wyłącznie na zysk. Gigantyczny hotel, w którym ma nocować nawet 3 tys. gości, ma zostać otwarty w najbliższych dniach.
Cierpiący na otyłość statek wycieczkowy na mieliźnie
Gazeta zwraca uwagę na ogromną skalę budynku, jego kształt i estetykę, nazywając go „cierpiącym na otyłość statkiem wycieczkowym w kształcie litery Y”, który osiadł na mieliźnie. Padają także dość ryzykowne odniesienia do niemieckich blokowisk, a nawet do słynnej Prory, gigantycznego projektu z czasów nazistowskich.
Krytyce poddano również wycinkę 1,5 tys. drzew, które zniknęły, by zrobić miejsce dla kompleksu. Dziennikarze zauważają, że na 30-hektarowej działce nie ma już harmonii z przyrodą, a w jej miejscu pojawił się betonowy olbrzym. Takie działanie – ich zdaniem – to dowód ignorowania ekologii w imię biznesu.
W tekście nie brakuje sarkazmu i ironii. Hotel nazywany jest „kopcem termitów” czy „absurdalnym tworem”, a Polska przedstawiona jako kraj, który nie wyciągnął wniosków z błędów popełnianych wcześniej w Hiszpanii, Włoszech czy Francji. Zdaniem niemieckiej gazety to przykład, jak nie należy rozwijać turystyki.
Niemiecka gazeta przyczepia się głównie do estetyki hotelu w Pobierowie, ale największy problem z hotelami nieżyjącego już Tadeusza Gołębiewskiego polegał na czymś ważniejszym – na programowym wręcz łamaniu prawa budowlanego i ochrony środowiska przy niemocy lub bierności instytucji państwa. Rzeczy, które krytykuje gazeta, wynikają właśnie z takiego działania poza granicami prawa.
Samowola budowlana jako sposób na sukces w biznesie
Cukiernik Tadeusz Gołębiewski swój pierwszy hotel zaczął stawiać już w 1989 roku w Mikołajkach. Początkowo obiekt był znacznie mniejszy, ale z czasem dobudowywano kolejne skrzydła, aż zamienił się w ogromny kompleks, przypominający dziś bardziej wielkie osiedle niż klasyczny hotel. Metoda polegająca na rozbudowie bez pełnej dokumentacji okazała się skuteczna i Gołębiewski powtórzył ją przy następnych inwestycjach.
W 1999 roku rozpoczął budowę wielkiego hotelu w Wiśle mimo braków w pozwoleniach. Jak później tłumaczył, inaczej jego firmy nie przetrwałyby pod ciężarem kredytów. Ostatecznie uniknął kar, ale zyskał opinię specjalisty od samowoli budowlanej. Prawdziwą skalę tego podejścia pokazał jednak w Karpaczu, gdzie zamiast planowanych 630 pokoi powstało 880, a budynek był wyższy o dwa piętra, niż w zgłoszeniu.
Wywołało to sprzeciw konserwatora zabytków, a głos zabrał nawet minister kultury, jednak lokalne władze poparły inwestora i mimo nakazu rozbiórki dodatkowych kondygnacji, hotel pozostał w całości. Z kolei w Białymstoku Gołębiewski przejął istniejący hotel, który również zaczął nielegalnie rozbudowywać. Na pewien czas zainteresowała się nim prokuratura.
Największe emocje wywołała jednak najnowsza inwestycja w Pobierowie. Tam, by postawić ogromny budynek nad samym morzem, wycięto cztery hektary lasu. Sprawa wzbudziła oburzenie lokalnych władz i mieszkańców – burmistrz Łeby porównał wycinkę do „najazdu Hunów”. Do prokuratury trafiło zawiadomienie o możliwości złamania prawa, bo usunięto także drzewa objęte ochroną. Ostatecznie śledztwa nie podjęto, a dziś hotel w Pobierowie jest gotowy i wkrótce zacznie przyjmować turystów. Sam Tadeusz Gołębiewski nie doczekał jednak otwarcia swojej piątej kontrowersyjnej inwestycji – zmarł w czerwcu 2022 roku.