REKLAMA

Liczba mieszkań w Polsce. Jest najlepiej w historii, ale powodów do radości brak

Według danych Hreit ok. 100 lat temu, w co trzeciej kawalerce mieszkało co najmniej 6 osób, a 50 lat temu zaledwie kilka procent młodych małżeństw wprowadzało się po ślubie na swoje. Dzisiaj na osobę przypada w Polsce około 32 mkw. mieszkania. I chociaż cały czas gonimy Zachód, to nadal daleko nam do europejskiej średniej.

Liczba mieszkań w Polsce. Jest najlepiej w historii, ale powodów do radości brak
REKLAMA

Hreit podaje, że ok. 425 mieszkań na 1000 mieszkańców – na tyle można już szacować zasoby mieszkaniowe w Polsce w niezakończonym wciąż jeszcze 2024 r. W podsumowanym już przez GUS 2023 r. było to 419 lokali. Dla porównania 10 lat temu na 1000 osób przypadało około 360 mieszkań, a dwie dekady temu 330 nieruchomości. Zmiana jest więc diametralna.

REKLAMA

Bartosz Turek, główny analityk Hreit zauważa, że jeszcze bardziej szokujące byłoby jednak porównanie bieżącej sytuacji mieszkaniowej do tej, która panowała kilkadziesiąt czy sto lat temu. W 1974 r. na 1000 mieszkańców było mniej niż 250 mieszkań, a na początku dwudziestolecia międzywojennego (w 1921 r.) było to zaledwie 179 mieszkań na 1000 obywateli.

Jeśli komuś jeszcze mało, to możemy cofnąć się o niecałe 200 lat do 1827 r. Wtedy w Warszawie mieszkało ponad 126 tys. osób. Wszyscy musieli pomieścić się w niewiele ponad 3 tys. budynków. Dość powiedzieć, że wtedy dominowało budownictwo skromne, niskie, a poza centrum drewniane. Mimo tego każdy z tych budynków musiał pomieścić przeciętnie dwa razy więcej osób niż stojące dziś w stolicy bloki - mówi Bartosz Turek, główny analityk Hreit.

Problemy mieszkaniowe Polaków na przestrzeni lat

Według eksperta, jeśli szukalibyśmy odpowiedzi na to, jak liczby wpływały na życie Polaków, to możemy znaleźć ją np. w książce Michała Jarmuża traktującej o problemach mieszkaniowych w latach 70.

Są tam wyliczenia, z których wynika, że w 1974 r. tylko kilka procent młodych małżeństw mieszkało w samodzielnym mieszkaniu. Znacznie więcej, bo aż 25-33 proc. młodych małżeństw nie miała warunków, aby zamieszkać razem. W efekcie pomimo ślubu żyli oddzielnie. Reszta natomiast albo mieszkała z rodzicami, albo w wynajmowanym pokoju - tłumaczy Bartosz Turek.

I dodaje, że jeśli to wydaje się zbyt mało szokujące, to należy spojrzeć na dane ze spisu z 1931 r., bo na ponad 6,4 mln nieruchomości prawie połowę stanowiły wtedy jednoizbowe mieszkania lub domy.

A gdyby i tego było mało, to aż 83 proc. tych jednoizbowych nieruchomości było zamieszkiwanych przez co najmniej 3 osoby. W ponad 1/3 przypadków w jednym pokoju mieszkało po co najmniej 6 osób. W skrajnych przypadkach, czyli w ponad 9,5 tys. jednoizbowych nieruchomości, mieszkało co najmniej 12 osób - wspomina analityk Hreit.

W jego ocenie częstym zjawiskiem było mieszkanie w dwie lub więcej rodzin w jednym mieszkaniu. Szczególnie problem ten dotyczył miast o liczbie ludności przekraczającej 20 tys. osób. Tam prawie co piąte gospodarstwo domowe współdzieliło mieszkanie z inną rodziną lub nawet kilkoma rodzinami. To wszystko działo się nierzadko w jednej izbie.

Więcej wiadomości na temat nieruchomości można przeczytać poniżej:

Mieszkań jest dużo, ale nadal jesteśmy w tyle do Europy

I choć na podstawie przytoczonych danych skalę poprawy sytuacji mieszkaniowej w Polsce trudno objąć umysłem, to jednak do Europy wciąż brakuje nam sporo - komentuje Bartosz Turek.

Z danych OECD wynika, że według średniej dla starego kontynentu na 1000 mieszkańców przypada około 520 mieszkań. Podobny wynik jest w Niemczech. Włosi czy Francuzi mają nawet około 600 mieszkań na 1000 mieszkańców. Nawet Turcy dysponują prawie 1 mieszkaniem na 2 osoby.

Ekspert Heit zastanawia się, kiedy doszlusujemy do tego europejskiego standardu, bo zgodnie z szacunkami NBP stać się tak może już w 2040 r. Założenie jest jednak takie, że w kolejnych latach będzie trzeba budować tyle ile dotychczas, a do tego liczba ludności w Polsce będzie spadać. Należy mieć ponadto świadomość, że w międzyczasie ta upragniona europejska średnia najpewniej też zdąży się odsunąć.

Do tego w Polsce może przybyć mieszkańców ze względu na migrację. Nie możemy też zapomnieć o ambitnych planach zeroemisyjności starego kontynentu. Jeśli dalej podążać będziemy tą ścieżką, to niemal pewne jest, że budowa nowych nieruchomości podrożeje. To w oczywisty sposób powinno negatywnie wpłynąć na liczbę dostarczanych na rynek mieszkań - stwierdza Bartosz Turek.

Wspomina też, że do tego może się okazać, że w przyszłości zaniedbane domy w nieatrakcyjnych lokalizacjach, które odgrywają rolę co najwyżej pustostanów, częściej będą poddawane rozbiórkom, a więc będą znikały ze statystyk.

REKLAMA

Oczywiście samo osiągnięcie odpowiedniej liczby mieszkań w przeliczeniu na obywateli nie oznacza, że zaspokoimy wszędzie głód mieszkaniowy. Nawet w krajach, w których lokali jest znacznie więcej niż w Polsce, problemy mieszkaniowe występują, chociażby dlatego, że nie zawsze istniejące mieszkanie odpowiada potencjalnym mieszkańcom pod względem lokalizacji czy standardu - podsumowuje analityk Hreit.

Zdaniem eksperta kwestią kluczową jest też dostępność cenowa nieruchomości. Wydaje się jednak racjonalne twierdzenie, że większa oferta mieszkań powinna przełożyć się na większą ich dostępność cenową, co łatwo udowodnić patrząc na historię naszej mieszkaniówki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA