Beztroska samowola twórców internetowych coraz częściej spotyka się z krytyką. W sieci roi się od porad inwestycyjnych i prawnych udzielanych przez influencerów. Internauci z dużymi zasięgami nie mają także oporów przed reklamowaniem produktów medycznych, nawet jeżeli proponowane leczenie wychodzi daleko poza – nazwijmy to – ustalony kanon. Ale to już ostatnie podrygi. Francuzi właśnie zabierają się za ustawowe regulacje, które zakażą influencerom promowania wszystkiego, co wpadnie im w ręce.
Marketing influencer już dawno wymknął się spod kontroli. Początkowo wiarygodność i popularność twórców internetowych była wykorzystywana do zwiększenia sprzedaży płynów do płukania albo korektorów pod oczy, ale handlarze szybko zwietrzyli okazję do poszerzenia możliwości o bardziej zyskowne branże. W ten sposób w sieci zaroiło się od klipów i postów zachęcających do kupowania kryptowalut, inwestycji w NFT albo obiecujących cudowne terapie lecznicze na nieuleczalne choroby.
Wspólny mianownik tych kampanii? Influencerzy nie mają pojęcia, o czym tak naprawdę mówią. Często po prostu odczytują kilka zdań z kartki, ew. próbują sklecić je po swojemu, wplatając do treści słowa kluczowe. Problem w tym, że wydatek kilku bądź kilkunastu tysięcy złotych na ryzykowną inwestycję to nie to samo, co wybór kiepskiego proszku do prania. Konsekwencje, szczególnie gdy mówimy o medycynie, mogą być bardzo brzemienne w skutki.
Influencerzy na cenzurowanym
Właśnie dlatego politycy coraz częściej zastanawiają się, jak ograniczyć szkodliwy wpływ twórców internetowych na społeczeństwo. Najnowszym przykładem jest Francja, gdzie trwają właśnie prace nad ustawą, która zmierza do nałożenia na influencerów kagańca.
Nad Sekwaną wartość branży influencerskiej wyceniania jest na kilkaset milionów euro. Tymczasem według ministra gospodarki aż 60 proc. kont prześwietlanych przez francuski rząd naruszało w jakiś sposób obowiązujące prawo. Łączna liczba influencerów w tym kraju szacowana jest na 150 tys.
O co konkretnie chodzi? Twórcy internetowi mają dostać zakaz reklamowania m.in. leków, usług zdrowotnych, chirurgii plastycznej, alkoholu i hazardu. Dostanie się również piewcom kryptowalut czy NFT, co jest pokłosiem afery z Nabillą Vergarą - gwiazdą francuskiego reality show. Kobieta dostała już kilkadziesiąt tysięcy euro grzywny za promowanie bitcoina na swoim Snapie bez poinformowania fanów, że wcześniej wzięła za to pieniądze.
Podobnych afer w samej Francji jest bez liku. Projekt ustawy został już dookreślony przez komisję parlamentarną i 9 lutego trafi pod obrady Zgromadzenia Narodowego.
Podobna droga czeka też inne państwa
W Chinach influencerzy dostali zakaz wypowiadania się na tematy medyczne i prawne, jeżeli nie mogą wylegitymować się kierunkowym wykształceniem. Trudno tu stawiać Państwo Środka za wzór, bo walka z twórcami internetowymi jest tam efektem walki o władzę nad społeczeństwem, a dokładniej – próbą zachowania monopolu na informację ze strony Komunistycznej Partii Chin.
Z drugiej strony, warto odnotować, że gabinet Xi Jinpinga również dostrzegł ryzyko związane z całkowitą swobodą wypowiedzi w internecie, tym bardziej że owa swoboda jest często sowicie opłacana przez stojące za influencerami przedsiębiorstwa.
Z podobnymi problemami spotykamy się też na polskim podwórku. Na razie z ważnych urzędów tylko UOKiK zdecydował się pokazać influencerom kły, rozpoczynając walkę z nieoznaczonymi wpisami sponsorowanymi. Kolejne działania są jednak tylko kwestą czasu, bo internetem wstrząsają coraz to nowe afery. Przypomnijmy tu chociażby przypadek Marty Rentel (Marti Renti), która nakłaniała do zakupy NFT twierdząc, że jej token o nazwie Cyfrowa Miłość udało się sprzedać za niemal milion złotych. Potem Rentel przyznała, że taka transakcja nigdy nie miała miejsca. O pełnym sukcesie będzie można powiedzieć dopiero, gdy influencerzy zaczną być odpowiedzialni za wrzucane przez siebie treści. Czyli zapewne wtedy, gdy weźmie się za nich nasz rodzimy ustawodawca.
Doktor Kawecki jako symbol
Wiele miejsca poświęca się również ostatnio dr. Maciejowi Kaweckiemu, o którym pisaliśmy w Spider's Web+. Pan doktor dopiero pod gradem pytań przyznał, że za niektóre ze swoich „polecanek” otrzymał wynagrodzenie. Wpisy Kaweckiego nie raz wprowadzały w błąd opinię publiczną co do unikalności i wartości projektów, które promował. Zdarzyło mu się też promować polski wynalazek, za którym – jak się okazało – stoi Rosjanin. Dr Kawecki nie raz już edytował albo kasował nazbyt entuzjastyczne wpisy na Twitterze pod wpływem krytyki ze strony specjalistów. Efekt jest taki, że – może nie do końca sprawiedliwie – Kawecki dla wielu osób stał się symbolem influencera, który najpierw postuje, a potem poddaje wpis krytycznej analizie.
Szerzej na ten temat działalności influencerskiej doktora Kaweckiego piszemy w artykule, który ukaże się w Bizblog.pl najbliższych dniach. Dr Kawecki wyjaśnił nam charakter swojej współpracy z niektórymi firmami i odniósł się też do zarzutów o udział w reklamach nieoznaczonych.