REKLAMA

Ktoś zwietrzył interes na zakorkowanych lotniskach. Oj, będzie z tego afera

Bogaci w kolejkach do odpraw nie stoją. W Europie kwitnie biznes polegający na wynajmowaniu prywatnych odrzutowców, loty trzeba rezerwować z ponad tygodniowym wyprzedzeniem. Nie wszystkim to się podoba, bo podczas gdy zwykli pasażerowie są zmuszeni do wyrzeczeń w imię ochrony klimatu, ci bogatsi latają sobie w najlepsze, mając wszystko w nosie.

Ktoś zwietrzył interes na zakorkowanych lotniskach. Oj, będzie z tego afera
REKLAMA

Mało kto zyskał tak na pandemii i perturbacjach w lotnictwie, jak spółki oferujące podstawienie prywatnego samolotu pod nos. Zamożni pasażerowie coraz częściej olewają biznes klasę w rejsowych liniach lotniczych i decydują się latać odrzutowcami, które zabierają na pokład garstkę osób.

REKLAMA

Dlaczego? Każda linia lotnicza, jak luksusowa by nie była, zmaga się obecnie z podobnymi problemami. Brakuje pilotów, stewardess i stewardów, a lotniska nie są w stanie przerobić fali podróżnych przelewających się przez terminale. Przewoźnicy ostrzegają, że kryzys potrwa co najmniej do końca września. Bogaci mogą się łudzić, że zamykając się w salonikach dla VIP-ów, odczuwają te problemy nieco mniej, ale w rzeczywistości kryzys dotyka ich tak samo jak wszystkich. Bo linie hurtem odwołują połączenia, nie patrząc na stan portfela klientów.

Mówienie o lotach biznesowych wprowadza jednak pewne zamieszanie, bo brzmi, jakby milionerzy latali prywatnymi samolotami tylko po to, by dopinać bardzo ważne transakcje. Analiza kierunków wykazała, że to nieprawda

Powołując się na dane Europejskiego Stowarzyszenia Lotnictwa Biznesowego Serwis „Het Parool" pisze, że odrzutowce lądują w popularnych destynacjach turystycznych, takich jak Mykonos czy Ibiza. Liczba pasażerów latających prywatnymi samolotami zwiększyła się o 40 proc., a firma Aeroaffaires, która zrzesza spółki zajmujące się wynajmem odrzutowców, twierdzi, że rezerwacji trzeba teraz dokonywać z przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem.

Nie wszystkim się to podoba. Tym bardziej, że mieszkańcy Unii Europejskiej są dzisiaj przekonywani przez polityków, że wszyscy powinni podjąć zbiorowy wysiłek, ograniczyć konsumpcję, przykręcić ogrzewanie w mieszkaniach i czytać książki przy zapalonych latarenkach. A tu nagle – bum! – nad głową śmiga odrzutowiec z kilkoma osobami na pokładzie, spalając tak cenną ropę naftową i emitując tony dwutlenku węgla. Trudno to ze sobą pogodzić.

W Wielkiej Brytanii rodzinie królewskiej obrywa się już za zbyt wystawny tryb życia z beztroskim lataniem po świecie na czele. Jedynym krajem, który poważnie rozważa uderzenie w miłujących zbytek użytkowników prywatnych samolotów jest Francja. Nad Sekwaną można już mówić o pladze, bo jety latają nad całym Lazurowym Wybrzeżem.

REKLAMA

Sekretarz transportu Clement Beaune domaga się wprowadzenia zasad podróżowania prywatnymi samolotami, gdy na trasie lotu są dostępne połączenia kolejowe, albo gdy kierunek jest obsługiwany przez normalne linie lotnicze. Przypomnijmy, że podobne ograniczenia już teraz obowiązują zwykłych pasażerów. Przewoźnicy nie mogą oferować połączeń krajowych na trasach, na których podróż pociągiem zajmuje do 2,5 godziny.

Konkretne rozwiązania dopiero się wykuwają. Możliwe, że gabinet prezydenta Emmanuela Macrona przedstawi je jesienią, wraz z planami trzeźwości energetycznej, które mają zaowocować znacznym zmniejszeniem zapotrzebowania państwa na surowce energetyczne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA