Politycy oszaleli? Wyciągają miliardy z funduszu pracowniczego. Jak tąpnie, to się nie pozbieramy
Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych niepostrzeżenie zmienił swoją funkcję i zamiast stanowić zabezpieczenie dla pracowników, którzy zostali bez pensji, stał się rezerwuarem gotówki, po którą rządy sięgają, gdy potrzebują pieniędzy. To jeden z trików, który pozwolił zaplanować przyszłoroczny budżet bez deficytu.
Fot. Flickr/Phil Gyford (CC BY-NC-ND 2.0)
Międzynarodowe normy nakazują poszczególnym krajom wprowadzenie mechanizmów legislacyjnych mających chronić roszczenia pracownicze — wynagrodzenie za pracę, wynagrodzenie za urlop wypoczynkowy, dodatek wyrównawczy, czy odprawa pieniężna.
Jak wskazuje "Dziennik Gazeta Prawna", u nas takie zadanie ma Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Skąd wziąć na niego pieniądze? Ze składek płaconych przez pracodawców, windykacji i zwrotów środków od pracodawców oraz z innych dochodów. Każdy pracownik też się dokłada i płaci do tej wspólnej puli składkę w wysokości 0,1 proc. podstawy wymiaru składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe.
Niewypłacalność pracodawcy może wyniknąć z ogłoszenia upadłości pracodawcy, wszczęcia wtórnego postępowania upadłościowego, otwarciu procesu restrukturyzacyjnego bądź z powodu oddalenia wniosku o ogłoszenie upadłości pracodawcy.
Wypłaty z funduszu są dokonywane, jeżeli jego majątek nie wystarcza lub jedynie wystarcza na zaspokojenie kosztów postępowania. Także w przypadku stwierdzenia, że jego majątek jest obciążony hipoteką, czy zastawem.
Z roku na rok w kasie ubywa pieniędzy
Jeszcze w 2014 r. budżet centralny zakładał wysokość Funduszu na poziomie 4,65 mld zł. Rok później to było już 5,02 mld zł. Jeszcze lepszy wynik osiągnięto w 2016 r. Kasa Funduszu miała wtedy ponad 5,5 mld zł. Jednak w 2017 r. już tylko 4,58 mld zł; a w następnym roku - 4,89 mld zł.
Na początku 2019 r. skurczył się już tylko do 2,9 mld zł, z kolei na koniec 2020 r. — jak zakłada zaprezentowany projekt budżetu — fundusz ma mieć na koncie jedynie 803 mln zł. Tym samym w od 2018 r. wyparuje ponad 4 mld zł.
Ktoś zgubił klucz do skarbca, czy jak?
Patrząc na te liczby, można byłoby od razu domagać się śledztwa prokuratorskiego lub nawet powołania sejmowej komisji śledczej z obradami w czasie najlepszej oglądalności TV.
Jednak tutaj nie ma żadnej tajemnicy, żadnego ukrytego dnia. Rząd wydaje te pieniądze na wypłatę świadczeń przedemerytalnych, sfinansowanie specjalizacji i staży lekarzy i pielęgniarek oraz refundację wynagrodzeń pracowników młodocianych. W każdym przypadku — niezgodnie z przeznaczeniem.
Skutki odczujemy z opóźnieniem
Teraz znajdą się może nawet tacy, którzy w takim łataniu budżetowych dziur nie zobaczą nic zdrożnego. Więcej: dla nich to może być ekonomiczny spryt. Bo przecież w kraju sytuacja gospodarcza wydaje się bardzo dobra. Napędzany wyłącznie konsumpcją PKB wyróżnia się na europejskim tle, a dobrego nastroju nie mącą (na razie) kolejne fale podwyżek. To po co gromadzić jakąś pracowniczą rezerwę, skoro lepiej załatwiać sprawy bieżące? Ważniejsze od wydumanych i hipotetycznych zagrożeń.
Tymczasem już większość ekspertów i bankowców przekonuje, że Stary Kontynent nie ma szans na ominięcie kolejnego kryzysu gospodarczego. Dołek mamy odczuć już za dwa lata — w 2021 r. Wtedy pod kreską znaleźć może się wiele firm. Pracownicy upadających przedsiębiorstw nie będą mieli zbyt wiele powodów do pokrzepienia. Może okazać się tak, że Fundusz Gwarantowanych Świadczeń nie będzie im w stanie pomóc. Bo z pustego przecież nawet Salomon nie naleje.
Gdy było dobrze, trzeba było zawiesić składki
Pracodawcy i związkowcy wielokrotnie apelowali do rządzących, żeby nie wydawać pieniędzy z Funduszu niezgodnie z ich przeznaczeniem. Bo jak przyjdzie czas, że będą potrzebne — będzie spory kłopot. Proponowano również, żeby wykorzystać dobrą koniunkturę gospodarczą i zdecydować o czasowym zawieszeniu poboru składek. Teraz, w dobie nadchodzącego kryzysu, taki ruch byłby już zbyt ryzykowny. Dlatego należałoby przyjąć stosowne regulacje prawne w tym zakresie.
Polityka zawsze łasa na łatwą kasę
Rząd PiS nie jest pierwszy, który sięgnął po pieniądze z Funduszu na inne cele. Tyle że wcześniej nikt tego nie robił na taką skalę. Bo też żadna władza nie starała się rozpościerać aż tak dużego parasola socjalnego. Ten zaś ma od pewnego czasu spore znaczenie wyborcze. W takim razie nie ma co oszczędzać. Trzeba szukać grosza, gdzie tylko się da. Nawet w Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.