Frankowicze coraz mniej chętni na ugody, więc trzeba ich będzie do nich przymusić
Jak? Ha! Doskonałe pytanie! KNF zmusić do proponowania ugód może tylko banki, ale frankowiczów, żeby je przyjęli – już nie. Komisja niby opowiada, że jak odrzucisz propozycje ugody, dostaniesz opcję kredyt w CHF, ale przeliczany po średnim kursie NBP, czyli znacznie mniej niż zyskasz na ugodzie. Ale przecież nadzór finansowy tylko udaje, że nie rozumie, że jest trzecia ścieżka: sąd. Zakazać pozywania banków nie można. A więc może jednak bacik ostry jak nigdy - 100 proc. podatku od wygranej z bankiem w sądzie?
Ugody wymyślone przez KNF w 2020 r., polegające na przewalutowaniu kredytu walutowego jakby od początku był kredytem w złotych, czyli de facto przerzucające w całości ryzyko walutowe na bank, od początku nie były hitem. I już raczej nie będą, bo wiemy w końcu dokładnie, ilu frankowiczów jest nimi zainteresowanych i jaki jest zapał banków do ich oferowania.
Połowa frankowiczów nawet nie chce gadać
UCE Research już po raz trzeci wykonało badania, z których wynika, że odsetek kredytobiorców, którzy sami idą do banku pytać o ugodę to zaledwie 12,4 proc., a jeszcze rok temu było trochę lepiej - 15,1 proc.
Z kolei banki chyba w końcu mają coraz większy apetyt na takie ugodowe rozwiązanie, na które jeszcze kilka lat temu kręcili nosem, bo odsetek klientów, z który to bank się skontaktował w sprawie ugody, wzrósł z 21,1 proc. z 13,8 proc. rok wcześniej.
A sprawa dla banków wygląda coraz mniej ciekawie, bo niby pozwów przeciwko nim w ostatnich latach wysypało się bardzo dużo, ale jednak prawie 72 proc. osób mających kredyty frankowe nadal jeszcze nie poszło do sądu. I może nigdy nie pójdzie, ale jednocześnie połowa badanych w ogóle nie ma nawet ochoty rozmawiać z bankiem o jakiejkolwiek ugodzie (49,9 proc.).
Cóż, wygląda na to, że Komisja Nadzoru Finansowego ich do tego zmusi, bo tak bardzo przestraszyła się nadchodzącego wyroku TSUE, który najprawdopodobniej będzie skrajnie korzystny dla kredytobiorców, a miażdżący dla banków.
Kto by chciał paczkę gum Turbo zamiast miliona dolarów?
Ale co to właściwie znaczy? Frankowiczów do ugód, ani nawet do rozmów, zmusić nie można. Można za to zmusić banki, by te ugody proponowały i to nie jakieś tam wymyślone przez siebie, ale przewalutowujące kredyty po kursie franka z dnia zaciągnięcia kredytu i taki plan właśnie opracowuje KNF.
Tylko to, że każdy dostanie propozycje ugody, nie znaczy, że każdy ją przyjmie. I wtedy dalej mamy nierozwiązany problem. KNF od niedawna przyznaje się, że pracuje nad projektem ustawy (choć sam nie ma inicjatywy ustawodawczej), zgodnie z którym jak ktoś się nie zgodzi na przewalutowanie po kursie z dnia zaciągnięcia, dostanie alternatywę: ok. możesz sobie zostać przy frankach, jeśli wolisz, albo boisz się wysokich stóp procentowych w Polsce, ale wtedy też mamy dla ciebie opozycję: zamiast kursu walutowego banku, twoje raty będą przeliczane po średnim kursie NBP.
Co to znaczy? Zyskasz na spreadzie walutowym. Czy to ucieszy frankowiczów? To tak, jakby powiedzieć: dajemy ci milion dolarów — nie chcesz, bo będziesz musiał zapłacić od tego podatek? Ok, to damy ci paczkę gum Turbo, a ty w zamian nie pójdziesz do sądu, w którym masz ponad 90 proc. szans, że dostaniesz jednak ten milion dolarów i to bez konieczności zapłaty żadnego podatku.
Rozumiecie, co mam na myśli? KNF próbuje jakoś zatrzymać falę pozwów, która za kilka miesięcy, po wyroku TSUE może wybuchnąć z jeszcze większą siłą, ale jedyne co ma w rękawie, bo blefować, że oferuje coś skutecznego.
Średni kurs NBP przy spłacie kolejny rat, niższy od kursu bankowego, nie powstrzyma wybuchu. Chyba że gros kredytobiorców naprawdę jest tak nierozgarnięta, jak twierdzą i skoro nie wiedzieli, w co się pakują, zaciągając kredyt walutowy, to może i nie skumają, jaką alternatywę daje im KNF - paczka gum Turbo może jednak wyglądać pozornie jak sztabka złota.
A jak skumają? Komisja przestanie blefować jak w pokerze i moim zdaniem sięgnie po niewiarygodne rozwiązanie, o którym kilka tygodni temu pisał „Puls Biznesu”: jak pójdziesz do sądu i wygrasz z bankiem, zapłacisz 100 proc. podatku od tego, co zyskasz ponad korzyść z ugody, którą odrzuciłeś. Tak, to byłoby narzędzie, które wszystkich zniechęcałoby do wejścia na drogę sądową, bo do ugrania nie zostaje nic.
I niby KNF nie chce teraz przyznać, że takie rozwiązanie jest w grze, ale też nigdy temu nie zaprzeczył. Ba! Zapytany niedawno wprost w TOK FM prezes Komisji Jacek Jastrzębski zdobył się najwyżej na deklarację, że nałożenie 100 proc. podatku nie jest scenariusze bazowym toczących się w KNF prac. Co nie znaczy, że nie jest jednym ze scenariuszy.
A więc w najbliższych miesiącach gra będzie się toczyła o to, czy jednak ktoś w KNF wpadnie jeszcze na jakiś inny genialny plan, jak zablokować zgodnie z prawem frankowiczom drogę sądową i o to, czy może jednak frankowicze okażą się rzeczywiście mało kumający.