Rachunki za prąd jeszcze długo będą nam wypominać węgiel. Będzie płacz i zgrzytanie zębami
Piotr Naimski, pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej, stwierdził, że lepiej do podwyżek ceny prądu w Polsce przyzwyczaić się na dłużej. Bo będą z nami przez co najmniej następnych 10 lat.
„Ceny prądu muszą rosnąć i będą rosnąć” - stwierdził w „Sygnałach Dnia” radiowej Jedynki Piotr Naimski. Dodał, że tego, jaka będzie skala tych wzrostów trudno jednak dzisiaj przewidzieć, a wszystkiemu mają być winne ceny uprawnień do emisji CO2. Ceny te od ponad miesiąca przekraczają 50 euro za tonę dwutlenku węgla. Jeszcze dwa lata temu to było mniej niż 20 euro.
W Brukseli coraz głośniej mówi się za to o reformie unijnego systemu ETS, który jeszcze bardziej ma nakłaniać do Zielonego Ładu. Nic więc dziwnego, że nie brakuje analiz wskazujących, że cena emisji CO2 w krótkim czasie znajdzie się na poziomie nawet 100 euro.
Cena emisji podlega giełdowym spekulacjom
– uważa Naimski.
Ceny prądu w górę przez co najmniej 10 lat
Przez to wszystko Polacy muszą przyzwyczaić się do stałych podwyżek cen prądu, które będą nam towarzyszyć z roku na rok do 2030 r., jak nie dłużej. Dopiero wtedy, jak tłumaczy Piotr Naimski, transformacja energetyczna zmieni sposoby produkcji energii elektrycznej i ciepła w Polsce. Ale do tego czasu nie pozostaje nic innego tylko wypatrywanie kolejnych rachunków za energię z rosnącym niepokojem. Tym samym bardzo możliwe, że w krótkim czasie ubóstwo energetyczne obejmie jeszcze więcej Polaków niż dotychczas. Te definiowane jest wtedy, kiedy gospodarstwo domowe wydaje nie mniej niż 10 proc. swoich dochodów na rachunki za energię.
Zdaniem Naimskiego w Polsce mamy ponad 1 mln gospodarstw, które dotyczy ten problem. I właśnie dla nich Ministerstwo Klimatu i Środowiska przygotowuje specjalny program wsparcia, który jednak nie będzie polegał na żadnych rekompensatach. Kiedy poznamy szczegóły?
Do końca czerwca resortowa propozycja powinna być przygotowana i wtedy zaczniemy dyskusję
– zapowiada pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej.
O porozumieniu z Komisją Europejską na razie cisza
Ten na razie tajemniczy program wsparcia autorstwa resortu klimatu i środowiska to teraz obecnie jedyna nadzieja dla rachunków za prąd w Polsce. O innych propozycjach nic nie słychać. Podobnie jak o koniecznych do podjęcia w tej sprawie rozmów z Komisją Europejską. Wspominał o tym parę tygodni temu wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
„Robimy wszystko, by tych podwyżek dzisiaj uniknąć” - przekonuje, ale na razie trudno w czynach znaleźć poparcie tych słów.
Na teraz wszystko wskazuje, że Bruksela raczej swoją politykę klimatyczną przyspieszy, a nie zwolni. Świadczy o tym chociażby determinacja w przyjmowaniu nowego celu klimatycznego nakazującego do 2030 r. zredukować emisje CO2 o 55 proc.
NIK: skokowym podwyżkom można było zapobiec
Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli uznała, że „minister odpowiedzialny za sprawy energii nie zapobiegł skokowemu wzrostowi cen energii elektrycznej”. Ustawa zaś „o cenach energii elektrycznej działała tylko w 2019 r. i miała charakter doraźny”. Dodatkowo rząd, zdaniem NIK< przygotował ją w pośpiechu, niezgodnie z zasadami legislacji.
Bez konsultacji z podmiotami podlegającymi regulacji ustawy, z niekompletną oceną skutków ustawy. Nie uzyskano też wymaganych opinii zgodności z unijnymi prawem
– wskazuje NIK.
Inspektorzy uważają, że polityka klimatyczna UE dla nikogo nie mogła być zaskoczeniem. Już w 2015 r. Parlament Europejski przyjął dyrektywę ograniczającą podaż uprawnień do emisji CO2. Ówczesny Minister Energii miał też otrzymywać stosowne sygnały o nadchodzących podwyżkach od prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Jak można sobie radzić z tym w przyszłości?
„NIK stoi na stanowisku, że konsekwentne stwarzanie warunków do ograniczenia wytwarzania energii ze źródeł wysokoemisyjnych pozwoli na stabilizację cen przy zapewnieniu bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej” - czytamy w informacji pokontrolnej.