REKLAMA

Premier chce zrzucić na UE winę za przyszłe ceny prądu. Związkowcy: powinien sam bić się w piersi

Najpierw premier Mateusz Morawiecki zapowiadał rychły finał sporu z Czechami o Turów, którego końca jednak po kilku miesiącach nie widać. Teraz szef rządu przekonuje, że jego zdaniem ceny prądu aż tak nie wyskoczą w górę. A wszystkie te zawirowania są przez drogą politykę klimatyczną Unii Europejskiej.

system-ETS-reforma-premier
REKLAMA

Od tygodnia ceny emisji CO2 są na poziomie ponad 60 euro i z dnia na dzień pobijają kolejny rekord, zbliżając się już do granicy 63 euro. To oznacza spore kłopoty finansowe dla gospodarek opartych w głównej mierze na węglu.

REKLAMA

Polakom zaś może ta sytuacja przypominać tę sprzed paru lat, kiedy rachunki za prąd nagle zaczęły rosnąć, ale wtedy na straży naszych portfeli postanowił stanąć rząd i światło dzienne ujrzała wtedy ustawa osłonowa. Teraz wiadomo, że nie ma co jej znowu wypatrywać. Bo rekompensaty za zbyt wysokie rachunki szykowane są tylko dla najbiedniejszych. A to w ogóle to całe to zamieszanie to sprawka Brukseli i zbyt drogiej unijnej polityki klimatycznej. Tak przynajmniej twierdzi premier Morawiecki.

To jest oczywiście straszenie, ale jestem przekonany, że obywatele mają prawo wiedzieć, że koszt polityki klimatycznej Unii Europejskiej jest wysoki

- stwierdził na antenie RMF FM szef polskiego rządu.

Ceny prądu, czyli koszt polityki UE

Premier Morawiecki ocenił, że ceny emisji CO2 - które jego zdaniem jeszcze oscylują wokół 50 euro za tonę (tak było w okolicach połowy sierpnia) - są bardzo drogie. „To koszt polityki Unii Europejskiej, koszt polityki klimatycznej będzie w rachunkach klientów” - przestrzega Morawiecki. I daje jasno do zrozumienia, że wszystko przez takie działania Brukseli. Warszawa zaś – przekonuje premier – ma związane ręce i nie może interweniować u regulatorów energetycznych. 

Szef rząd raz jeszcze dał jasno do zrozumienia, że tym razem o rekompensatach dla wszystkich jak leci – najlepiej od razu zapomnieć. Już przecież w marcu były minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał, że „podwyżki cen prądu nie są dokuczliwe, bo coraz więcej zarabiamy. Rekompensaty nie są potrzebne”. Potem Michał Kurtyka, minister środowiska jednoznacznie stwierdził, że trwają prace nad projektem ustawy, która będzie dotyczyć wsparcia osób najbardziej wrażliwych na podwyżki cen energii.

Jest to grupa malejąca, kilka lat temu stanowiła ok. 9-10 proc. populacji, teraz jest to ok. 5-6 proc

– uważa Kurtyka.

Teraz potwierdza te doniesienia premier Morawiecki, który o rekompensatach do przyszłych rachunków za prąd wspomina wyłącznie w kontekście gospodarstw domowych, które „stracą najwięcej relatywnie w stosunku do swoich dochodów, bo to jest najważniejsze”. „Nie chcemy dawać znowu rekompensat tym osobom, które zarabiają po 20 czy 50 tys. złotych” - mówi Morawiecki.

Związkowcy do premiera: to pana wina

Takie słowa – sugerujące, że całe to zamieszanie wokół cen energii w Polsce to wyłącznie wina UE – rozsierdziły związkowców z sektora energetyki. Adam Olejnik, przewodniczący Federacji Związków Zawodowych GK PGE, zwraca uwagę, że odpowiedzialności samego szefa rządu w żaden sposób nie da się pominąć. 

To Pan osobiście zgodził się na podwyżki cen energii i ciepła na forum UE! To były Pana decyzje

– wytyka związkowiec premierowi.
REKLAMA

I przypomina zachowanie polskiego rządu przy okazji przyjmowania Zielonego Ładu, budżetu UE na kolejną siedmiolatkę, a także nowego celu klimatycznego. Bogdan Tkocz, szef „Solidarności” w Tauron Serwis przypomina, że za krytykę premiera Mateusza Morawieckiego za te wszystkie dokonania ze stanowiskiem wiceministra aktywów państwowych musiał pożegnać się Janusz Kowalski z „Solidarnej Polski”. 

„Teraz znowu słyszymy o ewentualnej dymisji ministra klimatu i środowiska. Ale to chyba właśnie przełożony tych ludzi – premier powinien wziąć przede wszystkim odpowiedzialność za dokonania własnego rządu” – twierdzi Tkocz.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA