Polacy ułatwiają zamawianie cateringu do domu i firmy. Dostali 2 mln zł na rozwój platformy
"Chcemy odczarować korporacyjne czy konferencyjne jedzenie bez duszy z blaszanego bemara" - zapowiada Natalia Myszkowska, CEO Cateringoo - startupu, który właśnie zgarnął 2 miliony złotych na umocnienie swojej pozycji w Warszawie oraz na wyjście z ofertą do kolejnych miast.
Cateringoo jest platformą, łączącą firmy cateringowe z klientem biznesowym. Adresuje więc potrzeby recepcjonistek, asystentek, specjalistów ds. marketingu czy pracowników działu HR - generalnie osób odpowiedzialnych za catering na spotkaniach w firmach.
Marketplace dla firm cateringowych
Z poziomy strony internetowej można porównać oferty wielu dostawców, który weryfikację Cateringoo bierze na siebie. Platforma gwarantuje przejrzystość cen, które mają być takie same jak bezpośrednio u dostawcy.
Latem 2019 roku firma połączyła się z konkurencyjnym startupem Caterfly.
Cateringoo dostało więc zastrzyk specjalistów z firmy, która specjalizuje się w seryjnym produkowaniu startupów. Caterfly znajduje się bowiem w portfolio Daftcode. Firma sama definiuje swój model prowadzenia biznesu, jako venture building w tworzeniu i zarządzaniu projektami startupowymi - od koncepcji przez rozwój, aż po wprowadzenie produktu na rynek.
Caterfly szefował Karol Lasota. Po połączeniu Lasota został COO i co-founderem w Cateringoo. To właśnie on przyczynił się do szybkiego zakończenia procesu inwestycyjnego. Wcześniej pracował bowiem jako Investment Associate w PFR Ventures.
Gdybym jeszcze raz od zera sama miała stworzyć nową platformę online, zajęłoby mi to długie miesiące, a w efekcie i Cateringoo, i Caterfly walczyliby o tych samych klientów korporacyjnych. Nasze połączenie, także prewencyjne działanie ograniczające konkurencję na tym niewielkim i bardzo młodym w Polsce rynku
-wyjaśnia w rozmowie ze Spider's Web Myszkowska.
Konkurencja nie śpi.
W Europie działają już podobne rozwiązania – w Niemczech. Francji, Wielkiej Brytanii, na Węgrzech i w Rosji. Liderem branży jest jednak amerykański ezCater, który w zeszłym roku dostał od inwestorów 150 mln dol. przy wycenie 1,25 mld dol. Dołączył więc do grona jednorożców. Myszkowska nie obawia się jednak wejścia konkurencji z zachodu na rodzimy rynek.
Myszkowska podkreśla, że ze względu na liczbę chętnych do współpracy, musiała powołać stanowisko dedykowane testowaniu i weryfikacji nowych dostawców jedzenia.
Jakość jest dla nas najważniejsza
– powtarza.
Podobnie ma być z obsługą klienta:
Klient lubi być dopieszczony i dobrze obsłużony, czego w Polsce wciąż jeszcze się uczymy. Żeby móc doradzić klientom w wyborze cateringu, trzeba być takim foodie, który pasjonuje się kuchniami świata, interesuje się tym, co je i potrafi o tym mówić. To idealna praca dla gastroturystów (śmiech).
- wyjaśnia Myszkowska.
Jak przystało na startup, firma przyjęła sobie za misję zaczarowanie cateringu do firmy czy do rodzinnego obiadu, aby pokazać wkładane w niego serce. To szczytny cel, ale na koniec biznes i tak musi się spinać.
Jak Cateringoo przedstawia się w liczbach?
Platforma obsługuje od kilkudziesięciu do kilkuset zleceń miesięcznie. W ciągu niespełna dwóch lat działalności z jej usług skorzystało 150 firm. Te zaś wykarmiły 35 tys. gości.
Biznes bardzo zależy jednak od kalendarza i rozkładu świąt. W lutym platforma sprzedała ponad 10 tys. pączków i kilkadziesiąt kg faworków na Tłusty Czwartek.
Klienci zdają się być również lojalni w stosunku do Cateringoo. Ponad 60 proc. z spośród klientów pozyskanych w pierwszych miesiącach nadal korzysta z usług firmy. Rośnie też średnia wartość zamówienia, która obecnie wynosi ponad 2 tys. zł.
2 miliony złotych od KnowledgeHub
Przed kilkoma dniami w Cateringoo zainwestował fundusz KnowledgeHub. Pieniądze mają pozwolić na wejście z ofertą do nowych miast: Wrocławia i Krakowa, a także na promocję i rozbudowę platformy. Przewagę na tym rynku można bowiem budować również za pomocą technologii.
Do jednej z najciekawszych funkcji na platformie należy możliwość dostosowywania zamówień, dzięki czemu klienci samodzielnie mogą customizować dania, jakie najbardziej pasują do ich wydarzenia. A i tu można zauważyć kilka ciekawych trendów, które ilustrują zmieniające się gusty Polaków.
Myszkowska zauważa, że w dużych firmach konsultingowych czy finansowych króluje tzw. finger food, czyli małe kąski do spożywania palcami.
Najbardziej liczy się jednak różnorodność, bo zwyczajne koreczki i kanapki są już passe. Na korporacyjne salony wchodzą kuchnie z całego świata, a zamawiający dbają o tych, którzy nie jedzą mięsa, mają alergie lub są weganami. Firmy coraz bardziej troszczą się o tych, którzy przykładają dużą wagę do tego, co jedzą.
W poszukiwaniu nietradycyjnych pączków na Tłusty Czwartek przeczesaliśmy całą Warszawę i było warto, bo ponad 10 proc. zamówień stanowiły pączki wegańskie i bezglutenowe. Robimy też realizacje tematyczne, np. dla fundacji WWF regularnie dostarczamy catering, który – zgodnie z ich misją – jest w duchu zero waste, ekologiczny zarówno w warstwie jedzenia i produktów, jak i w sposobie serwowania.
- podkreśla Myszkowska.