Chcesz drugi samochód w rodzinie? Płać 1200 zł. Podatek od luksusu popieram z całego serca
Władze Warszawy w końcu zrozumiały, że ilość przestrzeni w centrum i okolicach nie jest nieskończona. Narażając się mieszkańcom stolicy, pracują nad parapodatkiem, który może na stałe wymieść z miasta część samochodów. Nareszcie, długo czekałem, aż w ratuszu pojawi się osoba z odpowiednio dużymi cojones, by przeforsować zmiany, bez których moje miasto się po prostu udusi.
Fot. Petrus/Flickr.com/CC BY-NC-SA 2.0
Nie chcę wyjść na narzekacza, ale liczba samochodów w Warszawie zaczęła przekraczać zdrowy rozsądek. Wyjeżdżasz rano do pracy, stajesz w korku. Jedziesz do lekarza w południe, utykasz na środku jednej z arterii. Chcąc zaparkować w centrum miasta w środę w nocy, musisz liczyć dodatkowe 10-15 minut na szukanie wolnego miejsca. Niedzielny obiad u rodziny? Zapomnij o dojechaniu na czas. Na bank trafisz na jakiś zator.
Stolica Polski została odbudowana po wojnie w duchu socrealizmu. Zamiast wąskich uliczek, mamy autostrady biegnące przez centrum. Mimo to Śródmieście z przyległościami cierpi na chroniczną nieprzejezdność i brak miejsc do parkowania.
W Warszawie jest więcej samochodów niż w Nowym Jorku
Dwa lata temu OKO.press policzyło, że w Warszawie na 1000 mieszkańców przypada aż 681 samochodów, przy czym wskaźnik ten powiększał się rocznie o 20-30 samochodów. Zawstydziliśmy w ten sposób okrutnie zarówno Berlin (289), Amsterdam (247), jak i Nowy Jork (246).
Długo czekałem, aż w końcu ktoś odważy się i zrobi z tym porządek. Dotychczasowe próby były bardzo ostrożne, a i tak spotykały się z furią ze strony kierowców. Tak stało się na przykład wtedy, gdy ratusz zaczął wyznaczać buspasy. Oj, ile było krzyków i lamentów. Trzy pasy dla samochodów zwężone do dwóch. W cywilizowanym kraju to… a nie zaraz. Kierowcy większości europejskich miast, o takich warunkach mogą przecież tylko pomarzyć.
Radni ustępowali więc pod naciskiem zmotoryzowanej części Warszawy, a stolica dusiła się w smogu. Aż w końcu powiedziano: „Dość”. Chcesz jeździć? To za to płać. Pomyślałem sobie, że właśnie takie emocje mogły towarzyszyć pomysłodawcom, gdy przeczytałem w Gazecie Wyborczej, że w czwartek rada miasta zajmie się uchwałą dotyczącą stref parkowania i opłat za nie.
Co znajduje się w projekcie? Właścicieli samochodów najbardziej po kieszeni uderzy podniesienie opłaty abonamentowej od drugiego samochodu. Dzisiaj właściciel mieszkania w płatnej strefie parkowania płaci 30 zł rocznie. To żałośnie mało. Przepisy mówią, że taki abonament może wyrobić sobie każda osoba zameldowana na terenie strefy. To oznacza, że czteroosobowa rodzina może parkować pod domem za 120 zł rocznie. Każdy swoim własnym samochodem.
Teraz ma się to zmienić. Pierwszy członek gospodarstwa domowego wciąż będzie parkował niemal za darmo. Drugie miejsce parkingowe przypisane do danego lokalu będzie już jednak obłożone sporymi opłatami – prawdopodobnie 100 zł miesięcznie.
W takim postawieniu sprawy widzę same plusy. Nie możemy tu mówić o wykluczeniu transportowym biednych rodzin, bo korzystanie z jednego pojazdu przez rodzinę zostaje. Tyle wystarczy, by odwieźć dzieci do szkół czy pojechać po duże zakupy. Chcesz wygody? Płać podatek od luksusu.
Dam głowę, że samochody kupowane jako drugie i trzecie w rodzinie zaczną znikać z Warszawy piorunem. Bo nie czarujmy się, 1200 zł rocznie pomnożone przez 5-6 lat parkowania daje kwotę zbliżoną do wartości niejednego pojazdu poruszającego się po stołecznych drogach.