REKLAMA

Zmiany w podatkach. Wyższa kwota wolna, ale na innych zasadach

Na podwyżkach podatków najbardziej stracili zarabiający pensję minimalną. W 2022 r. nie musieli płacić podatku wcale, a teraz wpadają w sidła fiskusa. Dlaczego? Bo płaca minimalna w ostatnich latach pędzi, a kwota wolna od opodatkowania wciąż stoi w miejscu. I jeszcze długo postoi, więc z roku na rok najmniej zarabiający będą płacić coraz więcej podatku dochodowego. Jest sposób, by to zmienić, ale rządzący musieliby całkowicie zrezygnować z populistycznych obietnic i wprowadzić prosty mechanizm.

podatek-PIT-kwota-wolna
REKLAMA

Zarabiający ustawowe minimum powinni być już do tego przyzwyczajeni, bo od lat nie było tak, że kwota wolna od podatku jest na tyle wysoka, że pensja minimalna wypłacana przez 12 miesięcy się w niej mieści i podatku PIT nie trzeba płacić. Z drugiej strony, z tą kwotą wolną bardzo długo mieliśmy problem, bo jeszcze w 2016 r. wynosiła niecałe 3 tys. zł , a dekadę później, w 2016 r. 3 tys. zł z małym hakiem. Mały skok nastąpił w 2017 r., kiedy kwota wolna od podatku została podniesiona do 6,6 tys. zł, a w 2018 do 8 tys. zł, ale to ciągle było żenująco mało. Dopiero Polski Ład podniósł kwotę wolną do 30 tys. zł. Ta zmiana oznaczała, że nagle z dnia na dzień pracownicy zarabiający ustawowe minimum po raz pierwszy od lat, a może nawet od zawsze, nie musieli płacić podatku dochodowego.

REKLAMA

I jak dla mnie to bardzo uczciwy układ, bo państwo nie powinno pobierać podatku dochodowego od tych, których dochody z pracy są tak niskie, że ledwo pozwalają na godne życie. Przecież to nie tak, że oni w takiej sytuacji nie płacą podatków w ogóle, płacą przecież VAT za każdym razem, kiedy kupują coś w sklepie, więc i tak zrzucają się do kasy państwa. Przecież to podatek od towarów i usług jest głównym źródłem przychodów państwa. W każdym razie, ten słuszny prezent od państwa obowiązywał tylko za 2022 r. i najsłabiej wynagradzani pracownicy znów wracają w objęcia fiskusa. Dzieje się tak dlatego, że płaca minimalna rośnie bardzo szybko, a kwota wolna podniesiona skokowo do 30 tys. zł cały czas stoi w miejscu.

Wypędzeni z podatkowego raju z przez inflację

Zobaczcie: w 2022 r. płaca minimalna wynosiła 3010 zł brutto, czyli 2209 zł netto, w 2023 r. 3600 zł brutto i 2783 netto, a w 2024 r. 4300 zł brutto, czyli 3261 zł netto. To znaczy, że roczne przychody pracowników na ustawowym minimum wynosiły w 2022 r. 36 tys. zł, w 2023 r. 43 tys. zł, a w 2024 r. 51 tys. zł.

No i efekt jest taki, że za 2022 r. kilka milionów Polaków nie musiało płacić podatku dochodowego, ale już za 2023 r. coś symbolicznie zapłacili. Roczny podatek PIT dla nich wyniósł 520 zł, ale już za 2024 r. skoczy do prawie 1400 zł, co spowoduje, że będzie już na podobnym poziomie co przed 2022 r., czyli przed podwyżką kwoty wolnej do 30 tys. zł. Winna temu wszystkiemu jest inflacja, bo to przez nią wynagrodzenia rosną tak szybko. To inflacja powoduje realną podwyżkę podatku PIT. Żeby inflacja była dla PIT neutralna, kwota wolna też powinna być waloryzowana o wskaźnik inflacji. „Rzeczpospolita szacuje, że gdyby rzeczywiście zwaloryzować kwotę wolną 30 tys. zł obowiązującą od 2022 r. o skumulowaną inflację, dziś powinna zostać podniesiona do 39-40 tys. zł.

Gdyby zgodnie z moim - i nie tylko moim - przekonaniem, kwota wolna była adekwatna do minimalnej pensji, czyli wystarczająca, żeby pracownicy na płacy minimalnej nie płacili PIT wcale, kwota wolna powinna zostać podniesiona o tyle, o ile wzrosła płaca minimalna, czyli obecnie do 45 tys. zł. Ale oczywiście nie zostanie, bo w państwowej kasie mamy ogromną dziurę i minister finansów cieszy się, że podwyżki podatków same wpadają mu w ręce po cichu przez brak tej waloryzacji i nie musi sam ogłaszać żadnych podwyżek.

Więcej o ulgach podatkowych przeczytasz na Bizblog.pl:

Brak waloryzacji drugiego progu podatkowego robi zresztą ministrowi to samo - niby stawki podatkowe się nie zmieniają, ale pensje przez inflację szybko rosną, więc coraz więcej ludzi - choć realnie wcale się nie bogacą - wpada w drugi próg podatkowy 32 proc. Na tym zamrożeniu kwoty wolnej i drugiego progu podatkowego państwo zbierze w tym roku dodatków 12 mld zł.

Kwota wolna od opodatkowania nie powinna wzrosnąć do 60 tys.

REKLAMA

Nie, wcale nie zmierzam do tego, żeby egzekwować teraz od rządu jedną z jego czołowych obietnic wyborczych, czyli podniesienie kwoty wolnej do 60 tys. zł. To było głupie.  Jesienią 2024 r. Małgorzata Samborska, ekspert podatkowy Grant Thornton wyliczyła, że gdyby rząd zgodnie z obietnicą w 2024 r. podwoił kwotę wolną, podnosząc ją do 60 tys. zł, prawie połowa pracujących nie zapłaciłaby żadnego podatku dochodowego, a to jednak aberracja.

To też nie czas na ograniczanie sobie pływów podatkowych, bo z jednej strony walczmy z nadmiernym deficytem, z drugiej nie mamy wyjścia i musimy zwiększać wydatki na zbrojenia i na ochronę zdrowia. Chcę tylko powiedzieć, że zamiast prześcigać się na populistyczne obietnice i skokowe zmiany raz na kilka lat, kwotę wolną i progi podatkowe należy podnosić rozsądnie i stopniowo, by nadążały za dynamiką płac.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-02-21T15:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-21T08:43:12+01:00
Aktualizacja: 2025-02-21T06:25:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-21T05:07:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-20T22:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-20T17:55:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-20T14:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-20T09:08:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-20T05:12:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-19T22:22:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-19T20:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-02-19T11:44:04+01:00
Aktualizacja: 2025-02-18T20:23:00+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA