REKLAMA

Jest porozumienie w sprawie kopalni Turów. Jeszcze możemy uciec przed karą TSUE

Jak informuje nieoficjalnie PAP, polski rząd przyjął w środę treść porozumienia z Czechami w sprawie kopalni Turów. To efekt wzmożonych rozmów, jakie miały być prowadzone w ostatnich dniach. Premier Mateusz Morawiecki w środę przed południem w tej sprawie poleciał do Pragi.

polityka-klimatyczna-UE-Polska-idzie-do-sadu
REKLAMA

Wszystko wskazuje na to, że w końcu jesteśmy świadkami zakończenia sporu między Czechami a Polską w sprawie kopalni Turów. Do Pragi w celu podpisania porozumienia udał się premier Mateusz Morawiecki. Na razie nie są znane żadne szczegóły.

REKLAMA

Wiadomo, ze w ostatnim czasie Czesi przysłali do Warszawy swoją wersję umowy. Ta zakładała wypłatę przez Polskę odszkodowania w wysokości 50 mln euro i żeby porozumienie trwało co najmniej przez 10 lat, co miało być weryfikowane przez TSUE.

Przypomnijmy, że w tym tygodniu polski rząd ma dostać rachunek od Komisji Europejskiej za niewykonywanie postanowień TSUE. Swoją opinię przedstawił już rzecznik generalny unijnego Trybunału, który stwierdził, że Polska naruszyła prawo Unii przedłużając o sześć lat termin obowiązywania koncesji na wydobywanie węgla brunatnego w kopalni Turów bez przeprowadzania oceny oddziaływania na środowisko.

Turów: kłótnia z Czechami ciągnie się od lat

Czesi swoje żale do kopalni Turów i tego, że polska odkrywka wypłukuje im wodę pitną w przygranicznych miejscowościach, zgłaszali już w 2019 r. Ale bagatelizowani przez Warszawę nie mogli się przebić ze swoim przekazem. W końcu mieli dosyć takiego traktowania i zaskarżyli Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE. Ten zaś nakazał kopalnię Turów zamknąć tak szybko, jak to tylko możliwe – do czasu rozstrzygnięcia sporu z Czechami.

Polska dalej jednak sobie z tego nic nie robiła i koniec końców TSUE nałożył karę: 500 tys. euro za każdy dzień zwłoki. I od 20 września 2021 r. zebrało się tego w sumie na ponad 68 mln euro. Komisja Europejska stosowny rachunek miała wysłać do polskiego rządu na początku lutego.

Spór dotyczył pieniędzy i czasu

Od początku Pradze wcale nie zależało na zamykaniu kopalni Turów, która jest istotnym elementem polskiego systemu energetycznego. Mimo że niektórzy w Polsce narzucali taką narrację. A pretensje Czechów sprowadzali wyłącznie do politycznych zagrań przed wyborami zaplanowanymi u naszych południowych sąsiadów na październik 2021 r. Ale ten przekaz przestał mieć jakikolwiek sens, jak nowy rząd Czech - utworzony przez partę, która jest sojusznikiem PiS w Parlamencie Europejskim - zbytnio z tonu nie spuścił.

REKLAMA

Czesi od początku chcieli od Polski zapewnień, że oddziaływanie kopalni Turów na środowisko będzie znacznie lepiej monitorowane niż do tej pory. I żądali wypłacenia odszkodowania za poczynione do tej pory szkody. I tu zaczęły się pierwsze schody, bo Praga od początku swoje roszczenia wyliczała na poziomie 50 mln euro, co bardzo nie pasowało polskiemu rządowi. Ostatnia propozycja z Warszawy miała dotyczyć 40 mln euro.

Drugie, trudne do poznania schody w czesko-polskiej kłótni o Turów dotyczyły czasu trwania wypracowywanego w pocie i znoju porozumienia. Polska od początku celowała w jak najkrótszy okres. Nie dłużej niż 2 lata. To z kolei bardzo nie podobało się Czechom, którzy obawiali się, że po tym czasie wszystko wróci do punktu wyście i trzeba będzie z Polską spierać się jeszcze raz.

Czy polski rząd jednak ustąpił w tym zakresie? Wszystko za chwilę będzie jasne. Konferencja premierów Czechy i Polski w sprawie porozumienia dotyczącego kopalni Turów zaplanowana jest na czwartek o godz. 13.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA