Rosjanie mają kolejny problem. Przez sankcje brakuje im botoksu do wstrzykiwania w twarze
Zachodnie sankcje nieuchronnie cofają Rosję w rozwoju gospodarczym do czasów ZSRR, do którego przecież Rosjanie tak bardzo tęsknią. Pozbawionemu zachodnich technologii przemysłowi energetycznemu grozi zapaść, a przemysł samochodowy przestawia się na produkcję aut bez katalizatorów i poduszek powietrznych. Własną cenę płacą także zwykli Rosjanie, którzy tracą dostęp do dóbr luksusowych i tych pierwszej potrzeby. Dla wielu Rosjanek brak botoksu to pewnie ta druga kategoria.
O dramatycznym niedoborze środka do likwidacji zmarszczek (czyt. upodabniania się do napuchniętego jak piłka lekarska Władimira Putina) pisze czwartkowy dziennik gospodarczy „Kommiersant”. Zaznaczmy na wstępie, że nie jest to żadne niezależne medium, których w Rosji właściwie już nie ma, lecz gazeta należąca do Aliszera Usmanowa, jednego z najbliższych Kremlowi oligarchów – oczywiście objętego sankcjami.
Tak czy inaczej, gazeta powołuje się na znawców rynku farmaceutycznego z firmy RNC Pharma consultancy, którzy tylko w okresie styczeń-marzec stwierdzili aż trzykrotny spadek importu środka kosmetycznego na bazie jadu kiełbasianego znanego pod handlową nazwą Botox. W pierwszym kwartale do Rosji trafiło ok. 75 tys. dawek, czyli trzy razy mniej niż przed rokiem.
Spadająca podaż Botoxu już budzi niepokój wśród właścicieli klinik chirurgii estetycznej – mówi cytowana przez gazetę Julia Frangułowa, współzałożycielka rosyjskiego stowarzyszenia klinik medycyny estetycznej NAKEM. Z kolei przedstawiciele sieci klinik Medsi twierdzą, że zapas botoksu wystarczy im na najwyżej trzy miesiące. Brak botoksu jest o tyle dotkliwy, że – jak pokazują branżowe dane – popyt na botoks wzrósł tym roku w Rosji o 12 proc.
Problem z dostępnością środka na zmarszczki zaostrzył się po tym, gdy amerykański producent botoksu AbbVie w marcu ogłosił zawieszenie działalności w Rosji. Tylko ta firma importowała co czwarty produkt z branży estetycznej.
Sytuacja byłaby jeszcze gorsza, gdyby nie to, że producenci botoksu z Niemiec i Francji (cóż za zaskoczenie) wycofali się z początkowych zapowiedzi wstrzymania działalności w Rosji. Chodzi o francuski Ipsen i niemiecki Merz. W przypadku tej pierwszej firmy import spadł w tym roku o 31 proc., ale w przypadku drugiej już tylko o 3 proc.
Braki w zaopatrzeniu starają się uzupełnić rosyjskie firmy, które zapowiedziały, że znacznie zwiększą produkcję swoich specyfików, które jednak mocno podrożały. Ciekawe, ile Rosjanek będzie na tyle zdesperowanych, by dać sobie wstrzyknąć w twarz produkt Сделано в России.