Minister edukacji i nauki myślał, że jak nauczycielom obieca nawet kilkudziesięcioprocentowe podwyżki, to załatwi sobie spokój i już nikt nie będzie mu marudził, że kuratorom oświaty chce dać władzę niemal bezgraniczną. Wychodzi na to, że Przemysław Czarnek mocno się przeliczył i zamiast porozumienia może być za chwilę bunt w oświacie.
Powrót nauki zdalnej na razie raczej nam nie grozi, ale bieżący rok szkolny za chwilę może wpaść w inną pułapkę, która też może uczniom mocno skomplikować życie. Chodzi o relacje między nauczycielami a resortem edukacji i nauki, które są coraz bardziej napięte.
Związek Nauczycielstwa Polskiego w całości odrzuca ministerialne propozycje zmian w Karcie Nauczyciela. Mamy dość arogancji i braku szacunku dla zawodu nauczyciela ze strony decydentów oświatowych oraz niezrozumienia potrzeb 600-tysięcznej grupy zawodowej nauczycieli! – grzmią oświatowi związkowcy.
Nauczyciele zapowiadają w odpowiedzi ogólnopolską manifestację, którą zorganizują w Warszawie. Termin jeszcze nie jest ustalony.
Solidarność też przeciwko propozycjom ministra
Minister Przemysław Czarnek deklaruje, że chciałby, żeby nauczyciel był „bliżej ucznia”. I tak tłumaczy swoje plany podwyższenia nauczycielskiego pensum z 18 do 21 godzin. Dodatkowo każdy nauczyciel ma mieć jeszcze 8 godzin – do dyspozycji szkoły, w której pracuje. Ma to być czas spędzony m.in. na wycieczki, ale także rady pedagogiczne, czy indywidualne spotkania z rodzicami.
W ten sposób nauczyciele sami sfinansują wzrost wynagrodzeń
– uważa Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Danuta Stępniewska z Zarządu Okręgu Pomorskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim przekonuje, że zmiany w nauczycielskim pensum są jak najbardziej możliwe. Trzeba o nich rozmawiać, ale nie w sposób, jaki proponuje minister Czarnek – twierdzi. Tym razem Czarnek nie znajdzie oparcia w związkowcach z Solidarności, którzy na propozycjach resortu też nie zostawiają suchej nitki.
To nie może być zaakceptowane. Oburzenie nauczycieli jest powszechne – stawia sprawę jasno też Bożena Brauer, przewodnicząca Komisji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność w Gdańsku.
ZNP: to nie podwyżki, a rekompensaty
Rozwiązania zawarte w propozycji resortu edukacji to skrajny przejaw lekceważenia nauczycieli i reprezentujących ich przedstawicieli oświatowych związków zawodowych, dający poważny argument do podjęcia działań protestacyjnych – czytamy w stanowisku ZNP. Sławomir Broniarz utrzymuje, że te propozycje tak po prawdzie trudno nazwać podwyżkami. Jego zdaniem to raczej rekompensaty – za zwiększony wymiar pracy.
Na takie postawienie sprawy nie godzi się minister edukacji Przemysław Czarnek, który w rozmowie z portalem wPolityce.pl podkreśla, że chce zmian systemowych dotyczących wynagrodzeń nauczycieli i będzie o tym rozmawiał.
Pan Sławomir Broniarz jako, de facto, polityk Lewicy mógłby zastanowić się nad tym, co mówi
– mówi minister edukacji i nauki
Nauczyciele chcą zarabiać więcej. Na serio, nie na niby
Nauczyciele zwracają uwagę, że mowa jest o 24-procentowym wzroście wynagrodzeń przy 22-procentowym wzroście czasu pracy. A do tego wszystkiego mają dojść jeszcze dodatkowe godziny. W efekcie nauczyciel dostanie pensje tylko ciut wyższą niż teraz, ale w szkole spędzi zdecydowanie więcej czasu. Dlatego ZNP proponuje ministerstwu inne rozwiązanie.
Chodzi o powiązanie systemu wynagrodzeń nauczycieli ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. W przypadku nauczyciela dyplomowanego podwyżka wtedy wyniosłaby 1122 zł; dla nauczyciela mianowanego - 965 zł, a dla stażysty i nauczyciela kontraktowego - 842 zł. To projekt obywatelski i jak przekonuje Broniarz, obecnie zbierane są pod tym pomysłem podpisy Polaków.
Wierzymy, że uda się zebrać odpowiednią ich liczbę, by w Sejmie nadać tej ustawodawczej inicjatywie bieg. Na propozycje ministra Czarnka, w takiej formie, jaką przedstawia, nie liczymy
– przekonuje Danuta Stępniewska.
Jak informuje Ministerstwo Edukacji i Nauki obecnie żadne przedszkole nie pracuje zdalnie, a 20 placówek działa w trybie hybrydowym. W przypadku szkół z nauki stacjonarnej trzeba było zrezygnować na jakiś czas w trzech szkołach podstawowych i dwóch ponadpodstawowych. W formie hybrydowej za to uczą się uczniowie 131 podstawówek i 73 szkół ponadpodstawowych.