REKLAMA

Polacy kupują mieszkania na południu Europy. Gonią za słońcem, zyskami i spokojną emeryturą

Tak jak dla niektórych w dobrym tonie jest pójść na imprezę do Sopotu, a nie na przykład do Gdyni, tak dla szukających nieruchomości na południu Europy - top of the top - to Costa del Sol. W ubiegłym roku w samej Hiszpanii Polacy kupili trzy tysiące mieszkań. Ale nie tylko tam coraz częściej spełniamy marzenia o zagranicznej nieruchomości.

Polacy kupują mieszkania na południu Europy. Gonią za słońcem i...
REKLAMA

Z całym szacunkiem dla polskiego morza, ale jak nie zimno, to sinice - mówi 53-letni Grzegorz Nurkiewicz, który mieszka w okolicy Piaseczna.

REKLAMA

W lipcu ubiegłego roku z żoną Izabelą kupił apartament na Krecie. I tam planują spędzić emeryturę.

W zeszłym roku w czerwcu na dwa dni przed wyjazdem odwoływaliśmy nasz pobyt na Mierzei Wiślanej. Oczywiście ze względu na pogodę. Z kolei jak jesień, to szaro, buro, zimno mokro – wylicza Grzegorz.

Jesień życia na słonecznej Krecie

Kiedy na wakacjach małżonkowie zwiedzali greckie wyspy, zaczęli się w nich coraz bardziej zakochiwać. Ciepłe morze, apetyczna kuchnia, piękna przyroda. Szybko postanowili poszukać nieruchomości za granicą. Miało być w miarę blisko, najwyżej dwa dni dojazdu samochodem z Polski. Niedaleko od lotniska, szpitala i większego miasta. Wybór padł na niewielką wioskę wypoczynkową Almyrida położoną 30 minut autem od Chanii. 65-metrowe mieszkanie znajduje się w kompleksie ośmiu apartamentów wybudowanych ok. 15 lat temu. Spory ogród, własny basen i to niespełna 400 metrów od morza.

Fot. Grzegorz Nurkiewicz

Nie jest to może dom naszych marzeń. Kiedyś wyobrażaliśmy sobie uroczy kamienny domek na zboczu. I takie bajkowe, kreteńskie nieruchomości, które mają ponad 100 lat - też oglądaliśmy. Jednak wygrał pragmatyzm, uznaliśmy, że lepiej kupić nowoczesną nieruchomość z pełną obsługą techniczną i opieką ogrodnika - mówi Grzegorz.

Za apartament zapłacili 150 tys. euro (ok. 648 tys. zł według obecnego kursu), choć wartość nieruchomości od tego czasu wzrosła. Na wiosnę podobne mieszkanie, z tym że o 10 mkw. mniejsze, sąsiedzi wystawili za 180 tys. euro (ok. 778 tys. zł). Grzegorza najbardziej cieszy to, że choć grecki apartament mają od ponad roku, do jego utrzymania nie musieli dołożyć nawet złotówki.

Wpływy z wynajmu turystom pozwoliły pokryć opłaty oraz wynagrodzenie dla firmy, która zarządza naszą nieruchomością. Sezon się skończył, a jeszcze nawet w październiku gościliśmy parę emerytów. Bardzo sobie chwalili pobyt, bo ciepło – 25 stopni, niższe ceny, cisza. Jednocześnie sami kilkukrotnie byliśmy już u siebie. Przy okazji zrobiliśmy już nawet listę, co musimy zabrać ze sobą z Polski, żeby na greckiej wyspie mieszkać cały rok. Górną pozycję zajmuje choćby kominek typu koza, bo większość domów nie posiada ogrzewania - podkreśla Grzegorz.

Izabela i Grzegorz kupili mieszkanie na Krecie

Drugie domy na południu Europy

Polacy kupują coraz więcej nieruchomości za granicą. Biuro Maklerskie Pekao podaje, że w 2022 r. w samej Hiszpanii kupiliśmy trzy tysiące mieszkań, czyli o 161 proc. więcej niż rok wcześniej. O wzrostach mówią też pośrednicy. W biurze nieruchomości Goeste po wybuchu wojny w Ukrainie rozdzwoniły się telefony, a tamten rok okazał się dla firmy rekordowy. Zagraniczne zakupy napędzał wtedy strach przed rozlaniem się wojny w Ukrainie i dwucyfrowe wskaźniki inflacji w kraju. Ale nie tylko.

Najpierw z powodu pandemii byliśmy zamknięci w Polsce przez dwa lata. Kiedy znów mogliśmy podróżować, ludzie zaczęli kalkulować, że ze względu na chore ceny nieruchomości, ale i drogie wakacje w Łebie, Ustce czy Władku, lepiej kupić mieszkanie w Hiszpanii czy Chorwacji. Polacy, którzy mieli oszczędności stwierdzili: „kupujemy” – opowiada Michał Spodymek, właściciel agencji nieruchomości Goeste, która specjalizuje się w sprzedaży nieruchomości za granicą.

Nie bez znaczenia jest też to, że liczba zamożnych i bogatych Polaków stale rośnie. Tych o zarobkach brutto przekraczających 50 tys. zł miesięcznie w 2021 r. było blisko 83 tys., czyli o 7,4 proc. więcej niż rok wcześniej - wynika z raportu KPMG w Polsce pt. „Rynek dóbr luksusowych w Polsce”. Zwiększyła się też liczba Polaków, którzy zarabiają rocznie powyżej 1 mln zł brutto – w 2021 r. odnotowano ich ponad 37 tys.

Więcej o zakupie mieszkania przeczytasz na Bizblog.pl:

Na nowym osiedlu w Andaluzji rodacy wykupili 60 mieszkań

International Investment Marbella tylko w ubiegłym roku na wybrzeżu Costa del Sol sprzedało Polakom blisko 100 nieruchomości. Firma działa na rynku od ponad 20 lat i należy do rodziny Polaków – Renaty i Ryszarda Lorensów. Wcześniej prowadzili oni biznes transportowy na Śląsku, organizowali połączenia autokarowe do 40 europejskich miast. Kiedy Ryszard zaczął ciężko chorować na astmę, zdecydowali: sprzedajemy firmę i przeprowadzamy się do Hiszpanii. Był rok 2001.

Szybko przekonaliśmy się, że andaluzyjskie wybrzeże to nasze miejsce na ziemi. Kupiliśmy dom w Marbelli, ale okazało się, że sami musieliśmy się wszystkim zająć. Dom nie był skończony, brakowało schodów, drzwi, trzeba było uporać się z finansami, formalnościami i urządzeniem wnętrza. Wtedy uznaliśmy, że to świetny pomysł na biznes – mówi Renata.

International Investment Marbella jest pierwszym polskim biurem nieruchomości, które powstało na wybrzeżu Costa del Sol. Dziś zbiera laury – we wrześniu otrzymało tytuł Najlepszej Agencji Nieruchomości przyznany przez AEDAS Homes. Choć na początku klientów nie było wielu.

Zespół International Investment Marbella

Zaczynaliśmy w 2002 r., Polacy zaspokajali wtedy inne potrzeby: kupowali samochody i inne dobra, stawiali na podróże. Kiedy już mieliśmy klientów, nie było czego sprzedawać, nowych budynków na Costa del Sol było jak na lekarstwo. Później przyszedł wielki kryzys, nagle pojawiło się wiele nieruchomości, ale z kolei nie było wtedy klientów, bo ludzie się przestraszyli - wspomina Ryszard.

Ale – zaznaczają Lorensowie - od ponad dwóch lat sytuacja jest dla nich wymarzona. Za przykład podają choćby to, że na jednym z nowych osiedli w Marbelli mieszkania kupiło aż 60 polskich rodzin!

Na początku Polacy decydowali się na mieszkania dla zysku z wynajmu, dziś kupują głównie dla siebie, a wynajem traktują raczej jako dodatkowy bonus. Ale druga ważna rzecz: powstało bardzo wiele ciekawych inwestycji, z basenami i pięknymi ogrodami – mówi Renata Lorens.

A ceny?

Apartament z dwiema sypialniami na Costa del Sol możemy kupić za ok. 250 tys. euro (ok. 1,08 mln zł - przyp. red.). Większość naszych klientów przyjeżdża i mówi: „Chcę nabyć mieszkanie za gotówkę, mój budżet to pół miliona euro”. Po czym wyjeżdżają, kupując nieruchomości nieco bardziej luksusowe, za 700-800 tysięcy euro (ok. 3,02 - 3,5 mln zł - przyp. red.) i zwykle z kredytem. Bo mają takie możliwości, a hiszpańskie banki chętnie udzielają hipotek obcokrajowcom - opowiada Ryszard Lorens.

I tłumaczy, że właśnie z tego powodu wielu Polaków w ostatnim czasie zdecydowało się na zakup nieruchomości w Hiszpanii. Kiedy w Polsce banki nie chciały dawać ludziom finansowania, w Hiszpanii było wręcz odwrotnie.

Klienci to w większości biznesmeni, właściciele rodzinnych firm – o dziwo nie z wielkich miast, ale z mniejszych, rozsianych po całej Polsce miejscowości. Swoje biznesy przekazują w ręce dzieci, na andaluzyjskim wybrzeżu chcą trochę mieszkać, trochę odpoczywać. Biznes idzie tak dobrze, że Lorensowie zdecydowali się postawić na rynek deweloperski. Na działce, którą kupili w gminie Benahavís w prowincji Malaga, za miesiąc rozpoczną budowę 24 apartamentów. Każdy z własnym basenem i widokiem na morze i góry.

mat. International Investment Marbella

Gdy rozmawiamy w drugiej połowie listopada, w Polsce jest chłodne listopadowe popołudnie. Renata z mężem siedzą na tarasie w Marbelli, temperatura: 18 stopni C. Zresztą posiłki na zewnątrz jedzą przez cały rok. A po tym, jak małżeństwo założyło w biznes w Marbelli, dwaj synowie też się tutaj przeprowadzili i pomagają w prowadzeniu biura.

Wcześniej nie mieli takich planów, jeden z synów zawodowo gra w tenisa, drugi ma wykształcenie prawnicze, trzeci jest dyrektorem w Marriotcie w Paryżu. Ale podobnie jak my zakochali się w tym miejscu – mówi Renata.

Modna Hiszpania

Zresztą Hiszpania to numer jeden, jeśli chodzi o klientów szukających drugiego domu za granicą. Bo klimat, bo słońce przez 320 dni w roku (w Andaluzji), bo miliony turystów, co kusi szczególnie tych, którzy kupują mieszkanie, bo chcą też zarabiać na jego wynajmie.

Tak jak dla niektórych w dobrym tonie jest pójść na imprezę do Sopotu, a nie na przykład do Gdyni, tak dla szukających nieruchomości na południu Europy - top of the top - to Costa del Sol, czyli Andaluzja. Co tu dużo mówić: ładna architektura, widoki, palmy. Nawet odcień nieba jest ładniejszy niż w Polsce. A ceny? Od 300 tys. euro (ok. 1,3 mln zł - przyp. red.). Górnej granicy bym nie podawał, bo i za 10 mln znajdziemy nieruchomości, prawdziwe petardy - mówi Michał Spodymek.

Tyle tylko, że chcąc wynajmować mieszkanie w Hiszpanii turystom, trzeba posiadać odpowiednią licencję. Pozyskać można ją dla lokali na osiedlach turystycznych oraz mieszanych (trzeci typ to osiedla rezydencyjne - te można wynajmować tylko do zamieszkania).

Liczy się więc typ osiedla, w którym kupujemy apartament. Ważne też, żeby inwestować tam, gdzie obłożenie będzie największe. Czyli tam, gdzie nie ma przesytu mieszkań na wynajem krótkoterminowy, a wskaźnik ten sięga ok. 70 proc. – wyjaśnia Tomasz Roszkowski z Realty Bridge, firmy doradzającej oraz pośredniczącej w zakupie nieruchomości za granicą.

Kupiliśmy dziurę w ziemi i tak czy siak, już zarobiliśmy

Beata jest właścicielką kilku mieszkań w Gdańsku, które przeznacza na krótki i długoterminowy najem. Pomysł o zakupie kolejnej nieruchomości – tym razem za granicą - chodził po głowie jej i jej męża od lat.

Ale gdy z mężem byliśmy jeszcze młodzi, stwierdziliśmy, że chyba nie chcemy wiązać się z nieruchomością za granicą. Bo to jest trochę tak jak z domkiem na Kaszubach. Jeśli go masz, to po prostu musisz tam jeździć - mówi Beata.

Decyzja zapada w kwietniu ubiegłego roku: Marbella w południowej Hiszpanii. Mieszkanie z rynku pierwotnego, które odbiorą w przyszłym roku, znajduje się w kameralnym apartamentowcu oddalonym zaledwie 250 m od morza. Będzie miało taras, ogródek i ponad 100 mkw. To takie miejsce, które z jednej strony jest mekką dla turystów, z drugiej – strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy szukają wakacyjnego domu. Kredyt zaciągnęli w hiszpańskim banku.

Dlaczego właśnie teraz? Chodziło nam o dywersyfikację nieruchomości, nie odpowiadała nam też sytuacja polityczna w kraju. Kolejnym powodem była wojna w Ukrainie, chcieliśmy mieć mieszkanie w Europie „w razie czego”. Jesteśmy w wieku przedemerytalnym, w sezonie apartament będziemy wynajmować turystom, a od listopada do lutego wygrzewać kości w cieplejszym klimacie – mówi Beata.

Cena, którą zapłacili, w przeliczeniu na złotówki, to niemal 25 tys. za mkw.

Jeżeli w ciągu roku, dwóch, ten zwrot z inwestycji nie będzie nas zadowalał, no to po prostu tę nieruchomość sprzedamy. I tak się opłaci. Kupiliśmy dziurę w ziemi, od tego czasu wartość wzrosła o 20 procent - wskazuje Beata.

Strach przed wojną napędzał zakupy. Szczególnie w Bułgarii

Klientów, którzy poszukują mieszkania na południu Europy, można podzielić na kilka grup. Sporą stanowią stanowią ci, którzy zjedli zęby na inwestowaniu w mieszkania. Powód?

Kiedy przyszedł kryzys, inwestor, który miał na przykład kilka mieszkań w Katowicach czy w Gdańsku, przekonał się, że nie jest bezpieczne trzymanie wszystkich mieszkań w jednym mieście lub kraju. Lepiej mieć nieruchomości w różnych państwach, w różnych walutach i w różnym systemie – podkreśla Tomasz Roszkowski z Realty Bridge.

Ale apartament za granicą częściej kupuje dziś też Kowalski, który nie miał do czynienia z inwestowaniem w nieruchomości. Kolejną grupą są ci, którzy kupują mieszkanie z rynku wtórnego i powoli wykańczają z myślą o tym, żeby spędzić tam emeryturę.

A po wybuchu wojny w Ukrainie na celownikach Polaków, szczególnie tych z mniej zasobnym portfelem, znalazła się Bułgaria.

Za ok. 35 tys. euro (ok. 151 tys. zł - przyp. red.) w Słonecznym Brzegu czy Sweti Włas można było kupić mieszkanie nad morzem, co w Polsce jest przecież nie do pomyślenia. Poza tym Bułgaria planuje wejść do strefy euro, patrząc na doświadczenia Chorwacji dla wielu - to ostatni gwizdek na tak niskie ceny. Owszem, Bułgaria może nie jest topowym, sexy wyborem, ale nie dość, że jest cieplejsze morze, niższe ceny, lepsza pogoda, to jeszcze dla wielu osób dodatkowe zabezpieczenie w czasach wojny w Ukrainie – mówi Michał Spodymek.

Tomasz Roszkowski podkreśla, że polscy klienci nierzadko mają wyobrażenie, że nieruchomości na rynku pierwotnym są w takim standardzie jak u nas.

Niestety, w dużej mierze tak nie jest. Natomiast Bułgaria jest dobrym miejscem, żeby posiadać swój apartament i jechać tam latem na miesiąc lub dwa. Średnia cena nieruchomości w Bułgarii to jest między 35 tys. a 55 tys. euro (ok. 151 - 238 tys. zł - przyp. red.) z jedną sypialnią. Pytanie, jak blisko tej linii brzegowej będzie. I taka cena jest w zasięgu wielu Polaków, stąd duże zainteresowanie – mówi Roszkowski.

Ciągnie nas do Grecji, Włoch, Chorwacji i na Cypr

I dodaje, że atrakcyjnym kierunkiem ciągle jest Grecja.

Natomiast trzeba liczyć się z wysokimi podatkami od najmu. Pewnym rozwiązaniem jest rozliczanie się z małżonkiem, bo wówczas łapiemy się na wyższy próg podatkowy, a najem staje się bardziej opłacalny - podpowiada Tomasz Roszkowski.

Fot. Grzegorz Nurkiewicz

Z piedestału zainteresowania spada natomiast Chorwacja. Po wejściu do strefy euro, ceny mocno poszły w górę, a to odstrasza wielu nabywców. Z kolei zdaniem Michała Spodymka najlepszym miejscem do inwestowania jest Cypr Północny.

Pewna pogoda, tropikalna roślinność, dzikie plaże, ale i nowe budownictwo – choć nie każdemu ta nowoczesność może się podobać. Na Cypr Północny często decydują się ci, który chcą mieć trochę prywatności i ulokowane pieniądze poza Unią Europejską – wyjaśnia.

Michał Spodymek uważa, że przy atrakcyjnym apartamencie zwrot z inwestycji może wynieść nawet 30 proc. rocznie.

Oczywiście, wśród kupujących pojawiają się wątpliwości, że to jest miejsce, gdzie obowiązuje prawo tureckie, nie ma polskiej ambasady i jeśli ktoś podchodzi systemowo do tych rzeczy, to ma pewne obawy. Na Cyprze Północnym apartament z dwiema sypialniami można kupić za 100-120 tys. funtów brytyjskich (ok. 502-602 tys. zł - przyp. red.).

Zresztą Grecja, Włochy, a także Cypr to jedyne kraje Unii Europejskiej, w których - jeśli przyjąć perspektywę 13-letnią - ceny mieszkań spadły. Według Eurostatu, porównując rok 2010 z 2023, w Grecji spadki wyniosły 14 proc., we Włoszech - 8 proc., na Cyprze - 3 proc. W tym samym czasie stawki nieruchomości na rynku pierwotnym i wtórnym w Europie wystrzeliły średnio o 46 proc., a w Polsce płacimy więcej aż o 70 proc.

Sycylia na różną kieszeń

Dobiegałem pięćdziesiątki, kiedy mieszkałem w Polsce, ciągle mnie coś bolało. A to kręgosłup, a to kolano, a to staw biodrowy. Tłumaczyłem sobie, że zbliżam się do takiego wieku, że ten ból trzeba zaakceptować. Kiedy minął rok od naszej przeprowadzki na Sycylię: jak ręką odjął – wspomina Radomir Szumełda, który dwa lata temu przeprowadził się z Trójmiasta na południowe wybrzeże Sycylii.

Wraz ze swoim partnerem Szumełda kupił dom w 60-tysięcznym miasteczku Agrigento na południowym wybrzeżu Sycylii. I czasem wspiera Polaków informacjami, jak znaleźć i kupić wymarzony dom we Włoszech. Stawiają też pierwsze kroki we flippingu. Rok temu kupili 100-metrowy apartament w starej kamienicy obok Teatru Massimo w Palermo. Nieruchomość podzielili na dwie mniejsze, właśnie kończą kapitalny remont.

Ten rynek jest absolutnie fascynujący, to kopalnia złota – i to nie tylko w wymiarze finansowym, bo można znaleźć prawdziwe perełki, które cieszą oko. Natomiast jeśli ktoś marzy o nieruchomości we Włoszech, to odradzam domy za jeden euro, one zwykle są do gruntownego remontu. Można wejść na minę i sobie nie poradzić. Na niemal wszystko potrzebne są zgody, pozwolenia, kondominium, czy sąsiadów, ale przede wszystkim samorządu. Poza tym znalezienie sprawdzonej ekipy remontowej to ogromne wyzwanie.

Szumełda podkreśla, że mieszkania we Włoszech kupują głównie italofile, czyli ludzie mocno zakochani w tym kraju.

Spędzają tu wakacje, ferie, urlopy. Kochają włoską kulturę i kuchnię, atmosferę miast i miasteczek - ona jest urokliwa i wciągająca. Są to z reguły ludzie, którzy kupują coś dla siebie, jako drugi dom, często na przyszłą emeryturę. I nie zawsze mają duże budżety, a takie między 50 a 100 tys. euro - mówi Radomir Szumełda.

I zaznacza, że – choć ceny idą w górę - na Sycylii nadal można znaleźć coś, co będzie dopasowane niemal do każdej kieszeni – ceny mieszkań w bardzo urokliwych miasteczkach zaczynają się od 25-30 tys. euro (ok. 108-130 tys. zł - przyp. red.).

Oczywiście, one nie są na wybrzeżu, a co najmniej kilkanaście kilometrów od wybrzeża. Natomiast jeśli ktoś chciałby mieszkać bliżej morza, to ostatnio nasi klienci z Gdańska kupili 50-metrowe mieszkanie za ponad 60 tys. euro (ok. 260 tys. zł -przyp. red.) w Pozzallo. Ono wymaga liftingu, natomiast jest w nienajgorszym stanie - mówi Radomir.

Nasze drogie polskie morze

Kupiliśmy 115-metrowy apartament w okolicy Alicante, żeby wygrzewać się w słońcu i odpoczywać – mówi Anna, przedsiębiorczyni, która dobiega siedemdziesiątki.

Choć z mężem są już na emeryturze, nadal w swojej firmie ciężko pracują. Zanim zdecydowali się na Hiszpanię, oglądali apartamenty nad Bałtykiem, ale te ich nie zachwyciły.

Cenowo Hiszpania wyszła taniej, zapłaciliśmy ok. 3,3 tys. euro za mkw. (ok. 14,3 tys. zł - przyp. red.), nad polskim morzem wychodziło znacznie drożej. Ale nie chodzi nawet o ceny, ale o usytuowanie apartamentowców. Na Bałtykiem atrakcyjne lokalizacje są już zajęte. Mieszkanie na które żeśmy się zdecydowali kupiliśmy na rynku wtórnym od Belgów. Jest w idealnym stanie. Weszliśmy i od razu powiedzieliśmy „tak”. Do morza jest blisko kilometr. Chcieliśmy bliżej, w pierwszej lub drugiej linii brzegowej, ale ciężko było coś trafić.

Dla Anny liczy się jeszcze coś.

Na wczasach nie zawsze chce nam się gotować, dlatego wzięliśmy pod uwagę wyżywienie. Owszem, śniadanie można zrobić, ale na obiad lepiej się przejść, zjeść między ludźmi. Nad naszym morzem piwo w knajpie - drogie, wejście na molo w Sopocie – drogie, ceny w knajpach – jeszcze droższe. W Alicante zauważyłam, że w czasie sjesty w knajpce można kupić trzydaniowy obiad dla dwóch osób za 10-12 euro. Wyobraża sobie pani u nas takie ceny?!

Na Krecie cenią być, nie mieć

Grzegorz i Izabela Nurkiewiczowie, którzy kupili mieszkanie na Krecie, najchętniej spakowaliby bagażnik i wyjechali już dzisiaj. Nie mogą, bo Izabelę siedem lat dzieli od emerytury. Jest dyrektorką międzynarodowego przedszkola w Warszawie i kocha swoją pracę.

Fot. Grzegorz Nurkiewicz

Nie da się żyć przez 9-10 miesięcy tylko plażując, dlatego do głowy przychodzą nam różne pomysły. Jeden rok chcemy przeznaczyć na podróżowanie po greckich wyspach. Wynajmiemy nasz apartament i wyruszymy w drogę z dwoma plecakami. Można odkrywać architekturę, przyrodę, najdłuższe w Europie wąwozy. Można chodzić, deptać po śniegu – no może nie w środku lata. Jest dużo możliwości, również dla osób takich jak my, które unikają wielkich resortów - tłumaczy Grzegorz Nurkiewicz

REKLAMA

Ale jest jeszcze jeden powód, dla których ciągnie ich na Kretę.

Grecy cenią sobie bardziej być niż mieć. Wiele prawdy jest w powiedzeniu, że my mamy zegarki, a Kreteńczycy mają czas. Chcemy mieć większe mieszkanie, ładniejszy prysznic w łazience, lepszy samochód w garażu. Oni wolą porozmawiać, pocieszyć się, pobyć. Dla nas to idealne miejsce, żeby zwolnić na emeryturze, bo bardzo nam się ta mentalność podoba - mówi Grzegorz Nurkiewicz, który wraz żoną uczy się już języka greckiego.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA