REKLAMA

Idziemy w trzeźwość? Pół litra wódki za 100 zł i tylko od 21. roku życia

Pierwszemu koledze pękła wątroba, akurat jak graliśmy w karty na klatce, dugi - niczym w filmie Zostawić Las Vegas - udanie wszedł w rolę graną przez Nicolasa Cage’a i po prostu zapił się na śmierć. Na pogrzebie byłem dwa lata temu. Sam trzeźwieje od prawie 14 lat, przez co tylko cudem nie straciłem rodziny. Za chwilę za to zrobi to mój przyjaciel, który po okłamaniu żony i złapaniu na gorącym uczynku wytrzymał raptem niecałe 3 miesiące i znowu płynie. Ale czekajcie, przerwę ten wywód, bo słyszę wycie Polaków na pomysł, żeby małpki w ogóle wycofać ze sprzedaży. Serio?

alkohol-wodka-pol-litra-za-co-najmniej-100-zl
REKLAMA

Największym kłopotem jest brak zrozumienia uzależnienia, psychicznego i fizycznego. Czym się kieruje, jakie tutaj panują zasady, jak sobie z tym radzić? Dla przysłowiowego Kowalskiego nie ma tematu. Po pierwsze żaden alkoholik nie ma problemu z alkoholem, wręcz odwrotnie: wszystko kontroluje, wiadomo. Po drugie: jak nie chce, to nie pije. Jakie tutaj niby uzależnienie, bez przesady. Nie wymyślajmy na nowo koła. I w końcu po trzecie: jesteśmy cały czas ofiarami wiecznej manipulacji. Bo przecież alkohol to nie narkotyk, tak? A skoro tak, to nie uzależnia, bo narkotyki tylko uzależniają i zabijają. Proste? Jak konstrukcja cepa. Na odwyk może pójść ten ze strzykawką na przegubie i pociągający znacząco nosem a nie koleś nieco częściej i głębiej od reszty zaglądający do kieliszka, szanujmy się.

REKLAMA

Tymczasem, są na ten temat setki, jak nie tysiące badań naukowych: alkohol to jedna z największych trucizn. Wiecie co to uzależnienie fizyczne? Jak się nie napijecie, to zaczynają boleć was stawy, cieknie z nosa i uszu, temperatura ciała przekracza 39 st. C., boli dosłownie wszystko, a psychika podpowiada wyłącznie jedno zdanie: przestanie boleć jak się napijesz. Bo też tak to działa, faktycznie przestaje boleć już po jednym łyku. Inny przykład wskazujący na siłę uzależnienia fizycznego. Żadnego alkoholu nie miałem w ustach od ponad 13 lat, ale jak mówię z kimś na temat wódki, to zbiera mi się ślina w ustach. W trakcie pisania tego tekstu też tak się dzieje. Bo taka jest siła uzależnienia fizycznego i alkoholu. Ale najwidoczniej polska tradycja ma jednak więcej dymiących dział.

Wódka jak polska wolność, tanio jej nie sprzedamy

Polacy, pili, piją i będą pić. Przez alkohol umierają ludzie, rozpadają się małżeństwa, nie ma bodaj jednego Polaka, który nie ma takich przykładów wokół siebie. I wszyscy sobie z tego doskonale zdajemy sprawę, ale jak trzeba zająć w tej sprawie oficjalne zdanie, to już jakoś impet nagle tracimy, głowa idzie w dół, a wzrok wolno zaczyna liczyć kafelki. Bo? Bo tradycja, mili państwo. Przecież nawet Komunii Świętej nie ma bez procentów, prawda? Sam zresztą hołdowałem przez wiele lat zasadzie, że udana impreza jest tylko wtedy, jak jest wódka na stole. Inaczej nie ma sensu nawet z domu wychodzić. Tak żyli nasi pradziadowie i dziadowie i tak żyjemy my. Była wódka na stole w trakcie chrzcin, komunii, bierzmowania, ślubu, będzie i na pogrzebie. 

Więcej o alkoholu przeczytasz na Spider’s Web:

Dlatego cały czas leci strumień pomyj na posłankę Klaudię Jachirę, która postanowiła ten polski alkoholowy konsensus jednak ciut naruszyć i poddała w Sejmie pod dyskusję pomysł, żeby zrezygnować ze sprzedaży małpek w ogóle. Jak ktoś chce się truć alkoholem, to niech kupuje większą butelkę za większe pieniądze. Chyba trochę logiczne, co nie? Ale wychowani na wódce Polacy odebrali to jako uderzenie w coś, co cenią najbardziej, a co im jest od czasu do czasu (najczęściej na ich własne życzenie) odbierane. Chodzi o szeroko rozumianą wolność. To oni decydują co jest dla nich dobre, a co nie. Nikt im nie będzie tego organizował odgórnie, a posłanka Jachira swoje propozycje może sobie wsadzić w cztery litery. Dotarło? 

Wcześniej, w podobnie histeryczny sposób, Polacy zareagowali na propozycje zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw i wprowadzenia tzw. ceny minimalnej. Pierwszy przykład to dowód na wiecznie żywą hipokryzję w kraju nad Wisłą. Przecież tak co roku bardzo utyskujemy nad policyjną statystyką dotyczącą pijanych kierowców i pasażerów. W okresie letnim dochodzą do tego wstrząsające informacje o zgonach w wodzie po promilach. I co? Psinco. W telewizji właśnie emitowana jest reklama piwa spożywanego na plaży, a wódka powinna być jak najbardziej sprzedawana na stacjach benzynowych, to ma przecież sens. Można iść nawet o krok dalej i zaproponować kierowcom jakaś zabawę, na przykład: jechałeś bez postoju co najmniej 200 km? Setka gratis. Myślicie, żeby złapało? Na luzie, mogę się założyć…

Chcąc trzeźwego społeczeństwa musimy opuścić swoją strefę komfortu

W takiej narracji cena minimalna wódki na proponowanym poziomie 50 zł za pół litra, to także uderzenie w naszą wolność. Z kpiącymi z tego pomysłu zgadzam się jednak w jednym: wiarę w to, że przez wprowadzenie ceny minimalnej na wódkę Polacy wyhamują z piciem - trzeba faktycznie jak najszybciej włożyć między bajki. Ale co do wprowadzenia takich limitów cenowych - jestem już obiema rękami za. Tylko myślę, że te proponowane granice są jednak ciut zbyt słabe. Bo faktycznie celujemy w bardziej trzeźwe społeczeństwo, tak? To przestańmy udawać i niech 0,5 l wódki będzie po co najmniej 100 zł. A usankcjonowana sprzedaż dopiero od 21. roku życia. Bo naprawdę nie brakuje krajów, które od dawna utrudniają swoim obywatelom zakup wysokoprocentowego alkoholu. Nie wierzycie? Nie trzeba wcale w tym celu celować w wizę do USA. Jedźcie np. do Szwecji i kupcie skrzynkę eksportowej Wyborowej, to sami zobaczycie.

Ale cena wódki i wiek kupującego to tylko wierzchołek góry lodowej. W szkole podstawowej i w liceach cały czas nie ma miejsca na uczeniu o substancjach psychoaktywnych, o tym, żeby pokazać, że to i to działa na takie obszary naszego mózgu, a tamto z kolei na takie. Ten środek psychoaktywny utrzymuje się organizmie tyla, a tamten tyle. To wywołuje takie efekty, tamto takie. I stopień uzależnień: psychicznych i fizycznych. Co nam grozi przy zbyt częsty przyjmowaniu danej substancji? Niestety, na razie z tego typu edukacją jest jak z wychowaniem seksualnym. Konserwatywni Polacy, wychowani na kalendarzyku, cały czas torpedują ten pomysł, w efekcie czego jesteśmy świadkami porodu 13-letniej dziewczyny, którą zapłodnił rówieśnik. Przyczyna i skutek.

REKLAMA

Bo tak na serio powinna wyglądać wojna z alkoholem. Zero reklam, tym bardziej tych sugerujących, że alkohol równa się z luzem, rekreacją i ładnymi dziewczynami/ przystojnymi chłopakami, niezależnie od pory dnia i nocy.

Sprzedaż wyłącznie powyżej 21. roku z życia. Nie sprawdzisz dowodu klienta? Tracisz koncesję. Proste zasady. Cena minimalna wódki: 100 zł, piwa 20 zł i wina 50 zł. Do tego edukacja, od starszych klas podstawówki. Za moich czasów była taka tradycja, że ósme klasy jechały obowiązkowo do Oświęcimia. Może czas zacząć organizować wyprawy na oddziały detoksykacji? Albo odwiedzić szpital psychiatryczny dla alkoholików? Niech młodzi ludzie zrozumieją, że dla wódki nie ma żadnego znacznie: płeć, wygląd, wykształcenie, praca. Zabija wszystkich tak samo. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA