pkp intercity

Od maja PKP przywróciło 100 pociągów, a po 10 czerwca kolejne kilkadziesiąt. W wakacje na torach ma pojawić się nawet 400 pociągów dziennie. Koleje oczywiście starają się dostosować do obecnie panujących warunków pandemii

Władze na zapowiadany na sobotę 23 maja protest przedsiębiorców postanowiły się przyszykować jak należy. Na miejscu było paruset policjantów, chwilami mogłoby się zdawać, że jest ich więcej niż samych protestujących. Nie dość na tym, na nogi postawiono nawet PKP Intercity...

PKP Intercity masowo odwołuje połączenia i oddaje klientom pieniądze. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem. - Przewoźnik anulował mój przejazd w jedną stronę, ale pieniędzy za kurs powrotny już nie chce zwrócić - skarży się nasza czytelniczka.

Sprzyjająca aura sprawiła, że w niektórych przypadkach wykonawcom prac udało się zrealizować inwestycje przeznaczone na zimę w ustalonych terminach, kiedy normalnie jest to trudne lub całkiem niewykonalne ze względu na zalegający śnieg czy niskie temperatury.

Pociągi sprzątać będą więźniowie, pasażerowie nie dostaną kawy ani herbaty, tylko mineralkę, a podwyżek biletów nie będzie „aż” do połowy 2020 r. Hm, czyżbyśmy mieli do czynienia z sytuacją typu szklanka, sorki, butelka wody zamiast zysku?

Czasy, w których jak jechać z miasta do miasta to tylko z PKP, powoli odchodzą w przeszłość. Na polskie tory coraz częściej chrapkę mają zagraniczni przewoźnicy. PKP Intercity zaczyna więc wielkie zbrojenie. Spółka właśnie ogłosiła, że podpisała umowę ze Stadler Polska na kupno 12 nowych elektrycznych zespołów trakcyjnych typu FLIRT.

I wcale nie żartuję. Polskim kolejarzom naprawdę udało się zmniejszyć liczbę spóźnionych pociągów. I naprawdę wykorzystali do tego zaledwie jeden (dodajmy – bardzo prosty) trik. Jak? Po prostu zmienili definicję słowa „spóźniony”.

Tak sobie, nagle i bez zapowiedzi wywalili do góry nogami rozkład jazdy na wakacje, wstrzymując przy okazji sprzedaż biletów na wszystkie pociągi po 9 czerwca. I oducz tu, człowieku, rodzinę podróżować autem.