Lęki zawładnęły Polakami. Ignorują większe zagrożenie, a za chwile będzie za późno
Polacy wiodą prym w Europie w inflacyjnych lękach. Jaki jest największy problem, przed którym stoi nasz kraj? Aż 41 proc. odpowiada, że to inflacja. Dla porównania we Włoszech na inflację wskazuje tylko 11,8 proc. - wynika z badań Euroskopia. A wiecie, co jest najdziwniejsze w tych statystykach? Że Polacy jakby zupełnie nie martwią się problemami systemu opieki zdrowotnej, choć pozostałe kraje UE wyraźnie widzą u siebie ten problem. Zaraz wam udowodnię, że to tym powinniście martwić się bardziej niż inflacją.
„Przed jakimi najważniejszymi problemami stoi twój kraj?” - zapytał Polaków IBRiS, a razem z nim w ramach projektu Euroskopia inne niezależne instytuty badawcze zapytały obywateli ośmiu krajów: Austrii, Francji, Niemiec, Grecji, Włoch, Holandii, Portugalii i Hiszpanii, uzyskując w ten sposób badania społeczeństw w krajach, które łącznie obejmują 75 proc. populacji Unii Europejskiej.
Można było wybrać trzy problemy, ale skupmy się na tych wskazywanych jako numer jeden. Gdyby potraktować wszystkie dziewięć krajów jak jedną grupę, wskazała ona przede wszystkim na inflację - tego obawia się 25,3 proc. badanych. Na drugim miejscu najważniejszym wskazywanym problem jest kryzys energetyczny - 12,2 proc., a na trzecim wzrost gospodarczy - 8 proc. Zaskoczenia nie ma, to zupełnie naturalne.
Zaraz za TOP 3 jest jeszcze jeden problem: kwestie związane z systemem opieki zdrowotnej, nie wliczając w to pandemii COVID, bo to inna bajka - wskazało na nie 7,6 proc. europejskiego społeczeństwa. O tym, dlaczego piszę o problemie, który nie załapał się do czołówki, wyjaśnię trochę później.
Polacy mają inflacyjne klapki na oczach
To, co jest ciekawe, to fakt, że to właśnie Polacy najbardziej boją się inflacji - wyraźnie odstajemy od średniej dla wszystkich badanych krajów, bo patrząc już tylko na wyniki dla Polski, na inflację jako najważniejszy problem w naszym państwie wskazuje aż 41,3 proc. badanych.
Dla porównania w Grecji to 27 proc., w Niemczech 18 proc., a w takich Włoszech to nawet jedynie 11,8 proc.
Powiecie, że to dlatego, że mamy znacznie większy problem z inflacją niż te kraje - owszem. W grudniu 2022 r. inflacja w Polsce wyniosła 16,6 proc., w strefie euro 9,2 proc., w Niemczech 8,6 proc., a we Włoszech 11,6 proc.
Ale przyjrzyjmy się właśnie Włochom - bo niby mają znacznie niższą inflację niż my, ale też mogli się nieźle przestraszyć ostatnio, bo jeszcze we wrześniu 2022 r. inflacja sięgała tam zaledwie 8,9 proc. i nagle w ciągu jednego miesiąca skoczyła do 11,9 proc. Wcześniej tak duży skok zajął Włochom kilka miesięcy. Analitycy spodziewali się w październiku odczytu na poziomie 9,6 proc., a nie 11,9 proc. A jednak, boją się tej hydry znacznie mniej niż my.
Zobaczcie zresztą sami, jak te lęki wyglądają w poszczególnych krajach:
Nie widzimy problemu bezrobocia ani emerytur
Jak wczytacie się dokładnie w te dane, widać jeszcze kilka interesujących rzeczy. Po pierwsze, o wzrost gospodarczy najbardziej obawiają się Portugalczycy i Hiszpanie - odpowiednio 25,7 proc. i 14,7 proc., podczas gdy w Polsce tylko 3,4 proc. badanych wskazało na ten problem.
Bezrobocia najbardziej obawiają się Hiszpanie i Włosi - odpowiednio 12,7 proc. i 9,1 proc., podczas gdy w Polsce to zaledwie 3,5 proc.
Problem emerytur wszyscy mają w nosie, może poza Niemcami, którzy odrobinę się tym przejmują - 5,9 proc. badanych Niemców wskazało, że to najważniejsza kwestia do rozwiązania, a w Polsce tylko 1,8 proc.
Nie będę tu omawiać wszystkich danych, jak macie ochotę, wgryźcie się w powyższą tabelę. Ale to, co mnie uderzyło, to to, jak bardzo ignorujemy problemy związane z systemem ochrony zdrowia!
Chyba nie staliście dawno w kolejce do lekarza. Z cukrzycą albo rakiem
Wspomniałam na początku, że w skali całej badanej grupy, bez podziału na narodowości, to czwarty najczęściej wskazany problem. A Polska bardzo tu odstaje. Tylko 2,7 proc. uznało, że system opieki zdrowotnej to najważniejszy problem stojący przed naszym krajem.
Jednocześnie odpowiedziało tak aż 12,8 proc. Portugalczyków, 11,7 proc. Holendrów, 9,4 proc. Austriaków i 8,5 proc. Niemców. Naprawdę ktoś jest gotów uwierzyć, że powinniśmy się martwić stanem naszego systemu ochrony zdrowia mniej niż Niemcy?
Dla tych, którzy odpowiedzą jednak twierdząco, mam garść smutnych ciekawostek. Polska jest bowiem jednym z krajów, w których podczas pandemii COVID-19 średnia długość życia skróciła się najbardziej - aż o ponad dwa lata, dokładnie 26,6 miesiąca. Co ważne, eksperci podkreślają, że winny temu jest nie tylko sam wirus, ale również ograniczony dostęp do lekarzy.
A z tym jest u nas coraz gorzej. Dane fundacji Watch Health Care pokazują, że jesienią 2022 r. na badania diagnostyczne trzeba było czekać średnio 2,5 miesiąca, a rok wcześniej średnio 1,9 miesiąca. Na wizytę u specjalisty - 4,1 miesiąca, a rok wcześniej „tylko” 2,9 miesiąca.
To spójrzcie głębiej, bo fundacja publikuje w swoim raporcie nie tylko suche liczby.
Okulista. 36-letnia kobieta ma bardzo silne bóle nad oczodołami, w jej rodzinie występowała jaskra i pacjentka sama ma podejrzenie tej choroby, lekarz rodzinny więc w reakcji na nagły ból kieruje ją do specjalisty, a tam kolejka na 8,8 miesiąca. Rok wcześniej, jesienią 2021 r. czas oczekiwania na wizytę wynosił 4,4 miesiąca.
Diabetolog. 19-latek z cukrzycą zaledwie w ciągu miesiąca bardzo chudnie, ma niepokojące objawy, lekarz rodzinny wysyła go do specjalisty, a tam kolejka na 7,4 miesiąca, rok temu była jedynie na 2,6 miesiąca.
Onkolog. Tu powinni być dobrze, prawda? Przecież mamy szybką ścieżkę, mamy pakiet onkologiczny. Na termin wizyty czeka się 1 miesiąc, rok wcześniej czekało się dziesięć razy krócej.
Menadżerka z branży medycznej mówiła niedawno „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, jak to wygląda w praktyce. Masz podejrzenie raka, zaczyna się diagnostyka, jest luty. Wszystko trwa tyle, że na operację trafiasz w sierpniu. Dla wielu chorych te kilka miesięcy to wyrok, jest już za późno. Podkreśla, że pacjentki z zakresu ginekologii onkologicznej aż w 56 proc. przypadków na operacje trafiają za późno, choroba jest już zbyt zaawansowana.
To teraz wróćcie do tabeli z wynikami, co jest największym problem w naszym kraju. Spadek realnych płac boli. Ale frustracja z powodu braku dostępu do lekarza ratującego zdrowie i życie boli jeszcze bardziej. Przedziwne, że Polacy aż tak bardzo ten problem ignorują. A może to pogodzenie z losem? Brak nadziei, że można to jakoś ponaprawiać?