Dorsz z Biedronki to nie dorsz? Klienci oburzeni, sieć wyjaśnia
Myślisz, że kupujesz dorsza, a w rzeczywistości to jego tańszy zamiennik: czarniak. Biedronka podpadła klientom i znalazła się w ogniu krytyki. Okazuje się, że taka praktyka jest jednak dozwolona. Choć pod pewnymi warunkami.
Sieć Biedronka znalazła się pod ostrzałem krytyki za sprawą ryby sprzedawanej pod nazwą „dorsz czarny”. Sprawę nagłośniono na facebookowym profilu Pomysłodawcy, który zaalarmował, że w rzeczywistości w opakowaniu znajduje się inna ryba.
Ludzie myślą, że „dorsz czarny” to po prostu tańszy dorsz, a to zupełnie inna ryba - „Pollachius virens”, czarniak. Nie ma nic wspólnego z dorszem atlantyckim „Gadus morhua”, którego mięso jest białe, jędrne i delikatne - napisał autor profilu.
Dodał, że czarniak ma ciemniejsze, często szarawo-zielonkawe mięso i specyficzny smak - mocno rybny, czasem wręcz ostry.
Jest też bardziej gumowaty i mniej delikatny. Nadaje się raczej do zup i potraw duszonych niż na filet z patelni czy smażony w panierce na głębokim oleju.
Na sprzedaż czarniaka pod nazwą „dorsz czarny” czasem decydują się smażalnie nad Bałtykiem. Jak wyjaśnia branżowy serwis Portal Spożywczy, problemem nie jest jednak sama ryba, ale oznaczenie produktu. Produkty rybołówstwa oferowane do sprzedaży konsumentowi w handlu detalicznym, lokalach gastronomicznych i stołówkach, muszą być odpowiednio oznakowane.
Więcej o dyskontach przeczytasz na Bizblog.pl:
Oznacza to, że czarniaka można sprzedawać pod nazwą „dorsz czarny”, ale jednocześnie trzeba podać prawidłową nazwę. Na opakowaniu musi znaleźć się handlowe oznaczenie gatunku i jego nazwa systematyczna (łacińska). Biedronka tłumaczy, że wywiązuje się z tych obowiązków: z tyłu opakowania producent zamieścił nazwę „Pollachius virens”, czyli czarniak.
