Zobaczcie, co się dzieje. Zagraniczny bank ucieka z Polski i chce umarzać klientom hipoteki
Warunek tego dealu jest jeden: spłać część kredytu szybciej, a my umorzymy ci kawałek zadłużenia – proponuje klientom norwesko-polski bank DNB Bank Polska. Oferta dotyczy kredytów we frankach i euro. Bankowi zależy na tym, żeby jak najszybciej ograniczyć działalność w Polsce, dlatego chce jak najszybciej wyplątać się z zawartych umów.
Kredyty walutowe masowo doprowadzają frankowiczów na skraj bankructwa? Zobaczcie, jaka to bzdura!
Frankowicze od lat twierdzą, że kredyty walutowe, a potem radykalny wzrost kursu franka szwajcarskiego zrobiły z nich biedaków. I pewnie są i takie przypadki. Ale wcale nie ma ich więcej niż w grupie kredytobiorców złotówkowych. Przeciwnie, to ci złotówkowi mają się gorzej. Nie dajmy się więc manipulować.
Kredyt hipoteczny bez wkładu własnego. Rząd robi bankowcom prezent, a oni się go boją. Zgłupieli?
Na początku warto sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle wprowadzono w Polsce wymóg posiadania wkładu własnego, żeby móc zaciągnąć kredyt na mieszkanie. Otóż podczas poprzedniego boomu na rynku nieruchomości kredytobiorcy zadłużali się na 100, a nawet 110 i 120 proc. wartości nieruchomości. To oznaczało, że można było nie mieć grosza przy duszy i kupić mieszkanie, a nawet je wyremontować na koszt banku. Rosła bańka.
Do Sądu Najwyższego spływają opinie nt. kredytów we frankach. I powiem wam: dzieje się!
Pamiętacie, jak Izba Cywilna Sądu Najwyższego, na której orzeczenie pół Polski czekało od miesięcy, w końcu się zebrała i uradziła, że sama decyzji nie podejmie i potrzebuje najpierw opinii różnych kluczowych instytucji finansowych, w tym KNF, NBP, Rzecznika Finansowego, Rzecznika Praw Obywatelskich, a nawet Rzecznika Praw Dziecka? Z powodu zapytania o zdanie tego ostatniego jedni się śmiali, inni łapali za głowy.
Frankowicz może podpisywać byle co, nawet tego nie czytać, a i tak trzeba go bronić
TSUE właśnie po raz kolejny stanął murem za frankowiczami, uderzając w banki. Trybunał uznał, że każdemu konsumentowi należy się ochrona, nawet jeśli sam nie wykazał minimum rozsądku, zawierając umowę z bankiem i nie pofatygował się przeczytać, co podpisuje. Trochę się boję, że wychowujemy sobie pokolenie roszczeniowych, rozwścieczonych klientów, z których zdejmujemy nawet obowiązek myślenia.