REKLAMA

Putina właśnie obleciał strach. Oto prawdziwy powód zakręcenia Polsce kurka z gazem

Być może wydaje się, że Putin decydując się na gazową wojnę i zakręcając kurek Gazpromu już drugi raz strzela sobie w kolano. Tylko, że gra wcale nie toczy się o płatności w rublach, których brak miał koniec końców poirytować Moskwę. Stawka jest o wiele poważniejsza. Rzecz w unijnych sankcjach naftowych, jakie mogą być nałożone na Rosję.

Oto prawdziwy powód zakręcenia Polsce kurka z gazem. Putin właśnie pokazał, jak bardzo się boi
REKLAMA

Najpierw Putin przeszarżował z Nord Stream 2. Wystarczyło kilka miesięcy cierpliwości, a Niemcy zakończyliby certyfikację tego gazociągu i uzależnienie energetyczne Europy od Rosji weszłoby na wyższy poziom. Ale rosyjski przywódca wolał rozpętać wojnę w Ukrainie, czym tylko przyspieszył europejską transformację energetyczną i całkowite zastopował Nord Stream 2. A także zraził do siebie kolejne kraje, które zaczynają rezygnować z rosyjskich węglowodorów. 

REKLAMA

Teraz wydaje się, że Putin całkiem stracił kontakt z rzeczywistością i postanowił strzelić sobie drugie kolano. Tak część ekspertów komentuje zakręcenie gazowego kurka przez Gazprom Polsce i Bułgarii. Oficjalnie w odpowiedzi za nierealizowanie płatności za dostawy surowca w rublach, jak tego sobie zażyczyła Moskwa. Przekonują, że w ten sposób rosyjska spółka stała się jeszcze mniej wiarygodna, co będzie miało w przyszłości swoje konsekwencje. Inna sprawa, że w ten sposób Putin pozbywa się pieniędzy, tak potrzebnych do napędzania wojennej machiny. 

Jeżeli jednak sprawie przyjrzeć się nieco bliżej, to wychodzi na to, że płatność w rublach nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia. Bo gra tak naprawdę toczy się o przyszłe sankcje naftowe nałożone na Rosję. I celem rosyjskiego uderzenia nie jest ani Polska, ani Bułgaria. Tylko Niemcy.

Gazprom zakręca kurek z gazem i czeka na reakcję Niemiec

Ważna jest chronologia zdarzeń. Najpierw 26 kwietnia doszło do polsko-niemieckiego porozumienia w sprawie współpracy obu krajów w celu szybkiego uniezależnienia się od importu rosyjskiej ropy. Jeszcze nikt tak naprawdę nie wierzył, że Rosja naprawdę jest gotowa wstrzymać dostawy gazu.

1 kwietnia wszedł w życie dekret Putina, zgodnie z którym tzw. nieprzyjazne kraje miały płacić za rosyjski gaz w rublach. Ale nikt za bardzo nie brał tych zapowiedzi na poważnie, nie wierząc, że Rosja sama pozbawi się części zakontraktowanych pieniędzy. Zwłaszcza że bardzo szybko większość krajów UE stwierdziła, że nie będzie realizować żadnych płatności w rublach.

W odpowiedzi na polsko-niemieckie porozumienie Rosja zamknęła właśnie gazociąg jamalski. Gaz najpierw przestał płynąć do Polski, potem do Bułgarii. Ale celem tak naprawdę są Niemcy. Umowa z Polską pozwala bowiem naszym zachodnim sąsiadom czerpać z dostaw ropy pochodzących z gazociągu pomorskiego z Płocka (gdzie łączy się z rurociągiem Przyjaźń) do Gdańska, o przepustowości 30 mln t. Taki scenariusz pozwoliłby Niemcom zachować przy życiu dwie kluczowe rafinerie: w Schwedt i w Spergau.

Pierwsza dostarcza paliwo dla Berlina, Brandenburgii i Meklemburgii-Pomorza Przedniego, a druga dla Saksonii, Saksonii-Anhalt i Turyngii. Obie rocznie potrzebują w sumie ok. 23 mln t ropy. Porozumienie z Polską daje im alternatywę: tłoczenie ropy z rurociągu bezpośrednio do Schwedt. Z pominięciem Rosjan. 

Takie rozwiązanie pozwalałoby Niemcom, już bez większych strat po swojej stronie, dołączyć do sankcji naftowych, jakie mają być nałożone na Rosję. I Moskwa doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Sytuacja dla Putina i Gazpromu staje się coraz bardziej skomplikowana, zwłaszcza po tym, jak się okazało, że naftowe sankcje mogą poprzeć również Węgrzy, którzy mogliby rosyjską ropę zastąpić dostawami z Chorwacji, przez rurociąg Adria. Stąd zakręcenie kurka przez Gazprom było sygnałem dla Niemiec, że jeżeli te dalej będą starać się dywersyfikować swoje dostawy gazu, to Rosja przerwie swoje dostawy. I zaczną się kłopoty.

Nie wszyscy mają takie zapasy gazu jak Polska

Teraz piłka znalazła się po stronie kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który ma dwie opcje: albo szantażu Rosji nie posłuchać, albo się do niego dostosować i koniec końców nie przyłączyć się do naftowych sankcji. Inni, w tym Polska – mogą tę rozgrywkę tylko obserwować z boku. Jak zapewnia Anna Moskwa, nasz kraj nie ma przez to powodów do zmartwień.

Ale nie wszyscy są w tak dobrej sytuacji. Polska zamierza w październiku uruchomić Baltic Pipe, który ma w ogóle zmienić gazowe zasady gry. W Bułgarii, którą też Gazprom obok Polski wziął na celownik, zapasy gazu to już raptem 17 proc. Kiepsko pod tym względem też jest w Chorwacji (18 proc.), na Węgrzech (19 proc.) i w Holandii (25 proc.). W przypadku Niemiec obecne zapasy gazu szacowane są na 33 proc. Unijna średnia też za bardzo nie powala i wynosi raptem 31 proc.

Import gazu z Rosji. Gra toczy się o ogromne pieniądze

Dane Międzynarodowej Agencji Energetycznej w 2020 r. wskazują, że Niemcy były zadecydowanym liderem wśród państw z UE pod względem importu gazu z Rosji (42,6 mld metrów sześciennych). Ale Bruksela też ma sporo za uszami. 41 proc. gazu sprowadzanego przez całą UE pochodzi z Rosji, 24 proc. z Norwegii, a 11 proc. z Algierii.

W 2021 r. Niemcy za cały import gazu zapłacili w sumie blisko 39 mld euro. Licząc tylko od 2015 r. to w sumie przeszło 181 mld euro. Jak wylicza Federalny Urząd Statystyczny Niemiec, cała wymiana handlowa Niemiec z Rosją wzrosła w 2021 r. o o 34,1 proc. do poziomu 59,8 mld euro. W tym czasie niemiecki import z Rosji też urósł o 54,2 proc. a eksport – o 15,4 proc.

Nic więc dziwnego, że instytucje gospodarcze doradzające rządowi w Berlinie szacują, że w przypadku wprowadzenia przez UE natychmiastowego bana na energię z Rosji, nasi zachodni sąsiedzi w ciągu dwóch lat straciliby jakieś 220 mld euro (240 mld dol.), czyli 6,5 proc. rocznego PKB. Z kolei ekonomiści pod kierownictwem Rudiego Bachmanna z Uniwersytetu Notre Dame szacują, że w takim przypadku niemiecki wzrost gospodarczy byłby niższy od 0,5 do 3,5 proc.

Jak wygląda sytuacja Polski? Jak wylicza think tank Forum Energii w 2021 r. za import gazu z Rosji zapłaciliśmy rekordowo dużo, bo 39 mld zł. Wychodzi na to, że w ubiegłym roku sprowadziliśmy z zagranicy dwa razy więcej gazu niż jeszcze w 2000 r. W sumie średnie roczne koszty importu surowców energetycznych wzrosły z 29 mld zł do poziomu 53 mld zł. I w ostatnich dwóch dekadach kosztowało to polską gospodarkę ponad bilion złotych. 

Zanim najnowsza wojna gazowa przyniesie komukolwiek pierwsze straty, warto zerknąć w kierunku holenderskiego hubu TTF, gdzie na wieści o ostatnich działaniach Gazpromu gaz zaczął drożeć o nawet 6 proc. i ponownie cena tym samym przebiła poziom 100 euro za megawatogodzinę. Do rekordu z ostatnich tygodni z 7 marca, kiedy za 1 MWh gazu przyszło płacić więcej niż 217 euro jeszcze ciut daleko. Ale nie wiadomo jednak jak w najbliższych dniach potoczy się dalej ta wojna gazowa i jak będzie na to reagować giełda. Być może przed nami znowu rekordowe podwyżki cen surowca.

Ursula von der Leyen: to nieuzasadniony szantaż

Działanie Gazpromu spotkały się już z reakcją Komisji Europejskiej. Zdaniem Ursuli von der Leyen decyzja o wstrzymaniu dostaw gazu do odbiorców w Europie jest kolejną próbą wykorzystania tego surowca przez Rosję jako narzędzia szantażu.

REKLAMA

W dalszej części oświadczenia czytamy, że KE pozostaje w w ścisłym kontakcie z wszystkimi państwami członkowskimi i pracuje nad zapewnieniem alternatywnych dostaw gazu i możliwie najlepszych poziomów magazynowania w całej UE. Kontynuowana ma być też współpraca z partnerami międzynarodowymi w celu zapewnienia alternatywnych przepływów surowca.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA