Rekordowe czternastki, podwyżki i pół miliarda straty. Trwa górniczy bal na Titanicu
Notująca niemal pół miliarda zł straty rocznej Polska Grupa Górnicza przeznaczyła na czternastki dla górników 300 mln zł i ogłosiła wzrost ich uposażeń o 6 proc. Tymczasem, jak podkreślają eksperci, w wyniku spadających cen węgla i efektywności wydobycia, spółka może mieć niebawem problem z utrzymaniem płynności finansowej.
Fot. PGG
W ubiegłym roku doszło do największego od lat strajku nauczycieli. Zakończył się spektakularnym fiaskiem. Komentatorzy polityczni stwierdzili wtedy niemal jednogłośnie, że wynikało to ze „wzięcia uczniów na zakładników”.
Tymczasem powód był zupełnie inny – protesty nie odbyły się tuż przed wyborami, co przełożyło się na niczym niezmącone poczucie bezpieczeństwa obozu rządzącego.
Górnicze korepetycje
Gdybym mógł coś zasugerować nauczycielom, to byłaby to jednak rzecz. Powinni spotkać się z górniczymi związkowcami i pobrać od nich korepetycje.
Fatalna koniunktura na rynku węgla, który jest dziś bardzo tani – żaden problem. Raport NIK mówiący o kompletnym fiasku reformy górnictwa realizowanej od 2015 r.– i co z tego? 427 mln zł straty PGG za 2019 r. – oj tam, oj tam. Przecież i tak pomogą politycy więc po co się martwić ryzykiem utraty płynności swojego pracodawcy? Pomogą, bo górniczy związkowcy wiedzą, że skuteczny protest to protest przedwyborczy.
Chocholi taniec
Dla obozu rządzącego wybory prezydenckie to być albo nie być, ponieważ Zjednoczona Prawica nie dysponuje dziś liczbą głosów zdolnych odrzucić weto głowy państwa. Tymczasem po spokojnej pierwszej kadencji pojawiają się pierwsze turbulencje.
Obraźliwy gest posłanki Joanny Lichockiej podczas debaty o przekierowaniu dodatkowych środków na onkologię czy rekordowa inflacja i spadający wzrost gospodarczy to niejedyne tego przykłady. Dlatego ryzyko protestów górniczych należy zminimalizować za wszelką cenę. Nawet jeśli ceną za to jest psucie państwa, utwierdzanie patologii sektorowych i dalsze drenowanie energetyki, co poszerzy problemy o kolejną branżę.
Piszę o tym ze zgrozą, choć obu stronom najwyraźniej dopisuje humor.
Radosna zabawa węglem
Stojąca nad przepaścią PGG ogłosiła w Walentynki (sic!) rekordowe czternastki dla górników za ponad 300 mln zł, a w tym tygodniu podwyżki o niemal 6 proc. dzięki sukcesowi negocjacji z władzami. Rząd mówi o kompromisie, bo przecież spółka notująca niemal pół miliarda zł straty rocznej mogła dostosować się do żądań związkowców i zwiększyć pensje o 12 proc., a tak wypłaci im znacznie mniej…
Tymczasem liderzy górniczego protestu postanowili zablokować terminal w Sławkowie (tu kończy się linia szerokotorowa biegnąca z Rosji). Oficjalnie po to, żeby w sposób nielegalny zablokować import rosyjskiego węgla. Jednak coś im się pomyliło i sparaliżowali ruch na torowisku, przez które polski surowiec zalegający na zwałach jest eksportowany na Ukrainę…
Trudno całą sytuację nazwać inaczej niż znanym z klasyki polskiej literatury „chocholim tańcem”. Skutki będą opłakane.
Żeby Unia nie widziała
Gdy tylko wyborczy kurz opadnie, uwaga polityków znów skoncentruje się na górnictwie. Trzeba będzie wymyślić sposób, za pomocą którego PGG otrzyma zastrzyk finansowy w taki sposób, by Komisja Europejska nie określiła jej mianem niedozwolonej pomocy publicznej.
Pierwsze kroki są nietrudne do przewidzenia – zostanie sporządzona lista kontrolowanych przez skarb państwa podmiotów, które zostaną zmuszone do kupowania węgla zalegającego na zwałach. Oczywiście pomimo tego, że jego cena nie jest atrakcyjna rynkowo. A później?
Później w zależności od aktualnej sytuacji finansowej PGG trzeba będzie szybko lub nieco później zacząć wdrażać zapowiadane medialnie plany konsolidacji aktywów państwowych. Bardzo jestem ciekaw, która z dużych firm odkryje w sobie rozliczne synergie z aktywami największej górniczej spółki w Europie? Jedno jest pewne – będzie musiała dysponować zasobnym portfelem, w którym rozpłyną się problemy PGG.
Czy ten numer naprawdę przejdzie?