Po środowym szturmie na sklepy ponownie odwiedziłem supermarkety Biedronka, Lidl, Tesco, Auchan i Carrefour w Warszawie, żeby sprawdzić, jak sobie radzą. Było o wiele ciekawiej.

Już raz byłem świadkiem zdolności Polaków do radzenia sobie z kryzysem, wykupujących ze sklepów wszystko, co tylko się da. Papier toaletowy, makaron, woda, mleko i mydło schodziły najszybciej, ale ze sklepów znikały też inne produkty.
Bezmięsna Biedra
Drugi dzień na tropie makaronu rozpoczął się obiecująco. W Biedronce nie brakowało owoców i warzyw, a jedynie połowy wczorajszej liczby klientów oraz zieleniny - szpinaku, rukoli i sałatek.
Były nawet ziemniaki. Nie zrobiłem sobie z nimi pamiątkowego zdjęcia, bo moją uwagę przyciągnęły puste zamrażarki na mięso.


Podszedłem do obsługi sklepowej zapytać, czy będzie można je jeszcze dostać.
Na pewno nie dzisiaj. Żadnego mięsa już nie będzie.
– usłyszałem.


Z papierem towaletowym było podobnie.

Pospacerowałem po sklepie tak jak poprzedniego dnia i oprócz zakurzonego już regału na makaron, kasze i ryż zobaczyłem znajome braki w mrożonkach, konserwach, słoikach, pasztetach, mleku, jogurtach naturalnych, ale i produktach BIO, kilku rodzajach whisky, a także... szampanach.
Widocznie niektórzy planują zabunkrować się aż do stycznia.
Lidl oszczędza prąd
Przyszła kolej na Lidla. A tam już przed wejściem stał tłum.
O kurde, mleko też wymiotło. Jeszcze chwila i nic nie będzie.
– zauważył jeden z klientów.
Te słowa najlepiej oddają stan zaopatrzenia sklepu.
Łatwiej byłoby chyba wymienić, co zostało na półkach.


Dział z mrożonkami był do tego stopnia ogołocony, że obsługa wyłączyła zamrażarki i zostawiła otwarte drzwiczki. Mięso, warzywka i frytki kompletnie zniknęły, gdzieś z boku zostało tylko sushi. Sąsiadujące z nimi lodówki też były odłączane. Ser, jajka, musli, płatki, szynka, wędlina, kabanosy, serki, jogurty, twarogi, jogurty naturalne - większości z nich już wcale nie było.

O najbardziej pożądanych towarach - makaronie, wodzie, mydle, mleku i papierze toaletowym - nie będę nawet wspominał. Po podłodze walały się tylko puste kartony po nich.

Zdesperowani klienci łaknący papieru toaletowego wykupili też ręczniki papierowe.

Kawa nie wróciła, a jedynie ubyło jej, zresztą tak jak i chusteczek, wafelków, oleju, wina oraz wódki.
Znalazłem wodę, mleko, ziemniaki
i ludzi o słabych nerwach.
Z racji tego, że w Żabce nic się nie działo, to odwiedziłem inny sklep, Stokrotkę. Było to najciekawsze czwartkowe doświadczenie.
Na samym wejściu zobaczyłem skrzynki pełne ziemniaków. Były również całe góry zgrzewek butelkowanej wody.

Ja się niby z tego śmieję, ale zobacz, ile sama dziś kupiłam. W poprzednie dni do sklepów nie zaglądałam, bo my raz na 2 tygodnie robimy duże zakupy, żeby nie łazić, ale teraz to obłęd... Nie można czekać - kaszy nie ma, makaronu nie ma. Kretynizm i paranoja!
– gawędziły sobie panie na dziale mięsnym.
Wydawało mi się, że mniejsze sklepy - takie jak Stokrotka - są w dobrej sytuacji.
Brakowało miejscami krojonego chleba, konserw i mydła. Kompletnie nie było makaronu, mrożonych warzyw i jajek.
Mam tyle mąki w domu, że starczy mi na dwa tygodnie robienia naleśników.
– chwaliła się jedna z klientek.

Jednak im bliżej do kasy, tym było gorzej. Pomimo że wykupiono tylko makaron, mydło większość mrożonek i papieru toaletowego, to atmosfera była potwornie napięta.
Z jednej strony polowanie na ziemniaki, wodę albo mleko skończyłoby się tutaj sukcesem, ale z drugiej strach byłoby zetknąć się znowu z przebywającymi tu ludźmi.
Proszę otworzyć kolejną kasę! Takie kolejki są wbrew zaleceniom władz. Ma być co najmniej metr pomiędzy ludźmi!
– wybuchła jakaś starsza pani, po czym wyszła.
Gdy próbowałem przedostać się do wyjścia przez kolejkę na pół sklepu, byłem obrzucany masą gniewnych spojrzeń i kilkoma uwagami, informującymi mnie, że tu obowiązuje kolejka.
Jeśli zależy wam na solidnych zapasach, to wygląda na to, że da się je wciąż poczynić, buszując po mniejszych sklepach.
Tesco przestało ogarniać
W Tesco ludzi było mniej. Może dlatego, że towar wymiotło?

Ludzie powariowali! Kiedy oni to wszystko wykupili?
– zaśmiał się jeden z klientów.
Mężczyzna był pozytywnie zaskoczony, gdy poinformowałem go, że sklepy mają pozostać otwarte.
Poradziłem przy okazji jednej pani, że jeśli ma mocną psychikę, to znajdzie mydło i kilka innych artykułów w Stokrotce i ruszyłem przed siebie.

Być może kobieta skorzystała, bo na półkach brakowało wszystkiego. Nie było praktycznie żadnych mrożonek, mydła, papieru toaletowego, chusteczek do nosa, mleka, wody, płatków, mąki, cukru, konserw, słoików z sosami, pakowanego mięsa, wędlin, szynek, a nawet sera żółtego!

Gdy skończyła się margaryna, ludzie wykupili wszystkie twarożki do smarowania pieczywa, które - na dobrą sprawę - też zostało wyprzedane.


Jogurty naturalne i serki także były w większości wykupione. A skrzynki na ziemniaki i zamrażarki ziały pustką.


Nie było podstawowych towarów, ale i tych okolicznościowych zaczęło ubywać. Kończyły się nawet woreczki śniadaniowe i serwetki.
Auchan podczas oblężenia
W Auchanie niewiele zmieniło się od wczoraj. Ludzi było więcej, tylko na półkach jakby mniej towaru.
Po wejściu przywitał mnie nietknięty stosik spirytusu, który wciąż cierpliwie czeka na swoją kolej w - trwającym dookoła niego - zakupowym szaleństwie.

Udało znaleźć się makaron. Ba! Nawet kilka jego rodzajów.


Woda butelkowana jeszcze była, chociaż na wykończeniu.
Kaszy i ryżu nie znalazłem już wcale, a z innymi produktami sprawa wyglądała różnie.
Kończył się chleb pakowany i tostowy oraz tortille.
Był za to papier toaletowy.


Na dziale mięsnym było jeszcze gorzej niż poprzedniego dnia. Brakowało praktycznie całego pakowanego drobiu, wołowiny i wieprzowiny.


O matko, a co się tu u pani zadziało? Nic już więcej nie ma?
– zdziwiła się klientka.

Z drugiej strony szynka, a także wędlina - zarówno pakowana, jak i ta na wagę - były dostępna miejscami nawet bez żadnych zauważalnych ubytków.

Warzywa i owoce leżały na swoich miejscach, ale niestety na ziemniaki było już za późno.

Problem był też w dziale kosmetycznym, gdzie całe mydło rozpłynęło się w powietrzu już przed 16.00.

Sytuacja mimo to była całkiem niezła. Jednak gdy przy wyjściu zobaczyłem pana nerwowo rozglądającego się dookoła z koszykiem wypełnionym po same brzegi, to miałem dziwne przeczucie, że za jakieś 2-3 godziny zabraknąć może nawet tego, co wtedy było jeszcze w nadmiarze.

Carrefour niedługo straci ocet
Tłumy w Carrefourze zdziesiątkowały asortyment.
Ziemniaki i pakowane mięso kompletnie zniknęły - nawet te BIO.



Kończył się chleb pakowany oraz krojony, a także mydło, kruche ciastka i biszkopty.
Nawet wśród alkoholów były widoczne braki - zwłaszcza w dziale z wódką i whisky.
Oprócz tego ludzie byli zainteresowani dżemem, pasztetem, płatkami, mlekiem, cukrem, sosami do spaghetti, twarogami oraz papierem toaletowym - który wciąż jeszcze był dostępny.
Zaskoczeniem dla mnie była ilość wykupionego octu.

Większość napotkanych pracowników Carrefoura nosiła gumowe rękawiczki.
Kolejny dzień robienia zapasów upłynął w znacznie bardziej nerwowej atmosferze. Najtrudniej było znaleźć mięso, a przecież nie wybiła jeszcze godzina 17:00.
Ludzie byli bardziej rozemocjonowani zaś pracownicy przemęczeni. Z tego właśnie powodu postanowiłem, nie zawracać im tym razem głowy.
Podsumowując, w trakcie mojej drugiej wycieczki natrafiłem na pięć osób w maseczkach. Jeden pan miał także rękawiczki. W trasie zaglądałem też do okolicznych Rossmannów i Super-Pharmy pytając o żel antybakteryjny do rąk, ale w żadnym już go nie mieli - podobnie w dyskontach, które odwiedziłem.