Masz diesla? Współczujemy…
Polacy po wybuchu wojny w Ukrainie rzuci się na stacje paliw, kupując w lutym o 22 proc. więcej niż w lutym rok temu. Tak gigantyczny wyskok popytu jest rzadkością w naszej w historii. To była panika, bo paliw na razie nie brakuje. Na razie. Ale może zabraknąć i to w całej Europie. Musimy po prostu przestać tyle jeździć, przesiąść się na rower czy komunikacje miejską i radykalnie ściąć zużycie paliw, zwłaszcza diesla. Albo zrobimy to sami, albo zrobi to za nas rząd, wprowadzając limity sprzedaży. Nie tylko w Polsce, w całej Europie – pisze „Financial Times”.
Eksperci z branży paliwowej, z którymi niedawno rozmawiał „Financial Times” przestrzegają, że może nam zabraknąć 3 mln baryłek ropy dziennie. Nam, czyli czyli całemu rynkowi. Najbardziej zagrożona brakami ropy będzie Europa.
Zabraknie diesla. Porozumienie z szejkami nie wystarczy
Unia Europejska importuje z Rosji bowiem ok. 2,7 mln baryłek ropy dziennie, a to jedna czwarta tego, co zużywamy. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, jeśli spojrzeć wyłącznie na olej napędowy. Aż połowa jego zużycia w Europie to olej pochodzący z Rosji właśnie, resztę importujemy z Bliskiego Wchodu.
Wbrew temu, co może nam się wydawać, to diesel właśnie jest bardziej popularny w Europie niż benzyna. Nie można więc dogadać się z Bliskim Wschodem, żeby produkował dla UE więcej diesla kosztem benzyny? Można, ale według ekspertów cytowanych przez FT to nadal nie rozwiąże problemu.
Co więc można zrobić? Rządy poszczególnych krajów mogą być po prostu zmuszone wprowadzać limity na sprzedaż paliwa. W Polsce od razu myślimy - paliwo na kartki, i to dość szokująca myśl. Ale to właśnie może czekać całą Europę.
Ropa z Rosji jest inna niż ropa z Kanady
A może „Financial Times” trochę przesadza? Niestety. Dokładnie takie same szacunki – brak ok 3 mln baryłek ropy dziennie – niedawno pokazała Międzynarodowa Agencja Energetyczna. Ale zaraz, przecież można zastąpić ropę z Rosji zakupami od innych dostawców? OPEC+ niedawno ogłosił, że nie ma zamiaru zwiększać wydobycia.
W tym gronie jest Rosja, która przecież nie chce ratować Zachodu. Ale zwiększyć produkcję mogłaby Kanada czy Norwegia, ale to nie zaspokoi popytu natychmiast, bo różne rodzaje ropy różnią się miedzy sobą, co powoduje problemy technologiczne w petrochemiach. Nie da się po prostu z dnia na dzień zacząć wlewać coś innego, bo ropa to ropa.
A więc możemy mieć problem z dostępnością paliwa, przynajmniej czasowo i kartek na paliwo wykluczyć nie można.
Chyba że…. Sami wprowadzimy sobie ograniczenia dobrowolnie, zanim pod przymusem zrobi to rząd, albo i centralnie Komisja Europejska.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna niedawno nawoływała do ograniczenia zużycia paliw przez konsumentów za pomocą zmiany najprostszych nawyków: przesiadki z samochodu na komunikację miejską albo rower, jeśli samochód, to zmniejszenie prędkości jazdy, a do tego ograniczenie ruchu lotniczego. I to wcale nie muszą być drobnostki.
MAE szacuje, że w ten sposób można ograniczyć zużycie paliw we wszystkich krajach Unii Europejskiej aż o 2,7 mln baryłek ropy dziennie w ciągu następnych czterech miesięcy. Tak - to dokładnie tyle, ile UE importuje z Rosji. Wniosek jest jeszcze jeden: da się zrezygnować z rosyjskiej ropy i świat się nie zawali.
Albo zrobimy to sami, albo zostaniemy do tego zmuszeni. Małą próbkę mieliśmy już w lutym, kiedy Orlen zdecydował się czasowo wprowadzić limity na zakup paliwa, bo w efekcie paniki Polacy kupowali go dwukrotnie więcej niż zwykle. Do ustąpienia paniki nie można było tankować do kanistrów, samochody osobowe mogły zatankować maksymalnie 50 litrów, a ciężarowe 500 litrów.