Węgiel ekonomicznie dobija Turów i tamtejszy rynek pracy. Naukowcy: ratunek tylko w OZE
Naukowcy z Politechniki Śląskiej w Gliwicach wzięli na tapetę kopalnie w Turowie i przeanalizowali jej ekonomiczne atuty i wpływ na lokalny rynek pracy. I co wyszło? Że górnicy przesadzają.

W sporze o kopalnię Turów są dwie, nieprzejednane strony. Pierwsza twierdzi, że polska odkrywka wypłukuje wodę pitną Czechom i z powodu też innych szkód środowiskowych należy ją jak najszybciej zamknąć. Takiego samego zdania jest zresztą Trybunał Sprawiedliwości UE, który zgodził się z naszymi południowymi sąsiadami i stwierdził, że Turów – do czasu rozstrzygnięcia postępowania, które rusza 9 listopada – powinien zaprzestać jakiejkolwiek produkcji węgla w tamtej kopalni.
Druga strona z kolei utrzymuje, że kopalni nie można zamknąć, bo wiąże się to z ryzykiem energetycznym i potężnymi perturbacjami na tamtejszym rynku pracy. W ten spór postanowili włączyć się naukowcy z Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Jak się okazuje, z ich ustaleń na pewno nie będą zadowoleni obrońcy węgla.
W kopalni Turów połowa pracowników to za chwilę przyszli emeryci
Ci, którzy opowiadają się za dalszym funkcjonowaniem kopalni Turów (obecna koncesja obowiązuje aż do 2044 r.) przekonują, że zamknięcie tej odkrywki będzie oznaczało zarazę bezrobocia dla całego regionu. Bo nie chodzi tylko o pracowników Turowa, ale też o tysiące podwykonawców – przekonują. Tymczasem naukowcy z Politechniki Śląskiej wykazują, że „blisko połowa pracowników kompleksu energetycznego Turów przejdzie na emeryturę w ciągu najbliższych lat”.
To kwestia 10-15 lat. Zdaniem autorów opracowania tylko z tego względu w najbliższym czasie może być spory kłopot z zatrudnieniem. „Problemem będzie utrzymanie zatrudnienia na podobnym poziomie i perspektywa gwałtownych zwolnień” - czytamy w opracowaniu. Jak przekonują naukowcy z Politechniki Śląskiej dalsze fedrowanie w kopalni Turów to nie tylko kłopoty na rynku pracy, ale też zdecydowanie większe wydatki.
Badacze z Gliwic twierdzą, że zdecydowanie najlepszy dla regionu byłby model elektroprosumencki, czyli obywatelski. Popczyk i Bodzek utrzymują, że jest „6-krotnie bardziej efektywny w stosunku do energii pierwotnej, chemicznej w paliwach kopalnych (też energetyki jądrowej) oraz zapewnia również w przybliżeniu 3-krotnie wyższą efektywność energetyczną w stosunku do rynków końcowych energii kopalnej: elektrycznej, paliw transportowych i ciepła”.
Każdy odbiorca energii też ją produkuje i magazynuje
Jak miałby wyglądać ów model elektroprosumeryzmu w powiecie zgorzeleckim? Jego założenie jest proste: każdy odbiorca angażuje się też w produkcję i koncepcję oraz w zarządzanie energią, w tym jej magazynowanie. Przy takim rozwiązaniu instalacje fotowoltaiczne (PV) odpowiadałyby za 40 proc. miksu energetycznego, elektrownie wiatrowe – za 25 proc., elektrownie biogazowe – 20 proc., mikroelektrownie biogazowe – 10 proc. i mikrowiatraki – 5 proc. Ma to też przynieść konkretne korzyści również dla samorządów. „Szacunkowe pokrycie potrzeb energetycznych w elektroprosumeryzmie, pozwoli rocznie na przejęcie z rynku paliw kopalnych środków o wartości 220 mln zł dla powiatu zgorzeleckiego oraz 40 mln zł dla Bogatyni” - zwraca uwagę prof. Jan Popczyk.
Twierdzi jednocześnie, że w przypadku modelu korporacyjnego zrealizowanie tych założeń jest niemożliwe lub wymagałoby wielu nakładów czasowych i finansowych. Widmo katastrofy klimatycznej przypomina nam, że tego czasu nie mamy – przypomina Gawlik.
Polski rząd zyskał legalną „prawną broń nuklearną” przeciwko UE
Przypomnijmy, że po rozstrzygniętych wyborach parlamentarnych w Czechach ciągle nie doszło do wznowienia negocjacji w sprawie kopalni Turów między Pragą a Warszawą. Wiadomo, że nowego premiera wskaże przede wszystkim partia ODS – koalicjanci PiS w Parlamencie Europejskim. I nawet miała już zapaść polityczna zgoda co do kontynuacji tych rozmów.
Na razie nic jednak się nie dzieje. Jiri Pospisil, były czeski minister sprawiedliwości, obecnie eurodeputowany i szef partii TOR 09, uważa, że ta negocjacyjna stagnacja może potrwać nawet nieco dłużej. Jego zdaniem bowiem Polska może odrzucić ustalenia TSUE w sprawie Turowa. Wszystko przez to, że polskie Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że polskie prawo jest nadrzędne w stosunku do prawa unijnego.
Tym samym, zdaniem Pospisila, istnieje poważne ryzyko, że polski rząd – na podstawie takiej, a nie innej opinii TK – będzie ignorował kolejne wyroki TSUE, także te dotyczące kopalni Turów.