Polacy chcą pokazać Trumpowi, że w wyganianiu Huawei nie mają sobie równych. I chyba im się udaje
Słyszeliście powiedzenie, że nadgorliwość bywa gorsza od faszyzmu? Samemu mi się przypomniało za sprawą ministra Mariusza Kamińskiego, koordynatora służb specjalnych w Polsce, który ma nową misję. Głosi jak świat długi i szeroki o rzekomych zagrożeniach ze strony Huawei.
Wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale koordynator służb specjalnych ma obecnie - w dobie politycznej walki o fotel prezesa NIK - ręce pełne roboty.
Wszak to na nikogo innego jak właśnie Mariusza Kamińskiego spadają gromy. Opozycja wrzeszczy, że ten musiał wiedzieć o pojawiających się wcześniej wątpliwościach związanych z Marianem Banasiem, ale nic nie zrobił. Za to po wyborze „Pancernego Mariana” na szefa najważniejszej instytucji kontrolującej w kraju był jednym z pierwszych, który z ław rządowych nowemu prezesowi NIK prawice mocno w geście gratulacji ściskał. Co zresztą „zły TVN” co chwile obrazkami przypomina.
Koordynator służb specjalnych niebezpieczeństwo Huawei głosi
Mariusz Kamiński teraz skupia się na czymś zupełnie innym. Podczas niedawnego wykładu w Wilson Center w Waszyngtonie mówił o zagrożeniu ze strony Huawei oprócz Staniach w chińskiej sieci 5G. Jego zdaniem dopuszczenie do budowy takiej infrastruktury w Polsce byłoby „potwornym ryzykiem, potworną nieodpowiedzialnością”.
Socjotechnika na dyplomatycznej krawędzi
To technika znana wszak nie od dziś. Tygodniami po sejmowych korytarzach krążą „przekazy dnia” poszczególnych partii, wskazujące, co od ich medialnych przedstawicieli będziemy słyszeć w najbliższych godzinach. I ów prosty mechanizm występuje też tutaj - przy okazji 5G Made in China. Skoro Amerykanom, z zakontraktowanymi w Polsce pieniędzmi, Huawei nie tylko u siebie, ale i w Europie przeszkadza - to znaczy, że ich trzeba wspomóc i gdzie się tylko da ten sam przekaz powtarzać.
Jeżeli zaś Mariusza Kamińskiego, członka polskiego rządu, zaproszono do odczytania wykładu w Waszyngtonie, to było pewne, że jak już usłyszymy o 5G i Chińczykach to raczej w złej konotacji. Tylko że w polityce międzynarodowej raczej warto studzić emocje i kontrolować własne słowa. Zwłaszcza, jak we współpracy gospodarczej w innych dziedzinach z Państwem Środka jednak widzimy szansę dla własnego rozwoju. Wystarczy przypomnieć wszak słowa szefa rządu sprzed pół roku.
Nam w szczególności zależy na tym, żeby doprowadzić do zwiększenia polskiego eksportu do Chin. Mamy ogromną nierównowagę - jeden do 10 - w eksporcie do Chin i imporcie z Chin
- stwierdził Mateusz Morawiecki przy okazji tegorocznego szczytu państw Europy Środkowo-Wschodniej i Chin.
Z drugiej strony też wydawać by się mogło, że w historii Stanów Zjednoczonych ze świecą szukać takiego prezydenta, który na salonach dyplomatycznych przypomina słonia w składzie porcelany, z kolei w kontaktach stricte handlowych - ma na koncie niezliczone sukcesy. Chociaż wpadek też tutaj nie brakuje.
Nie do końca wszak zasadne było wcześniejsze wymachiwanie handlową szablą w kierunku Chin, a teraz Unii Europejskiej. Ale przynajmniej nad Wisłą Donald Trump dobitnie pokazał doświadczenie wyniesione jeszcze za czasów budowania swojego prywatnego imperium.
I tak sprzedający Trump kupującego Polaka spotkał
Ponieważ od lat zamiast trudnych rozmów o partnerskim sąsiedztwie, których nie chcemy prowadzić zwłaszcza na granicy wschodniej, kierujemy rozmarzony wzrok za ocean - to z automatu staliśmy się celem „trumpowej” ofensywy. Zwłaszcza że ciągle - od dziesięcioleci tak naprawdę - goniliśmy ciągle za tą samą marchewką, czyli ruchem bezwizowym do USA.
Wystarczyło, że ową marchewką tym razem bardzo wyraźnie prezydent Stanów Zjednoczonych nam przed nosem pomachał, a już byliśmy gotowi na wszystko, co nam cwany Trump podsunie. Więc będziemy mieć u siebie amerykańskie wojsko. Musimy za to słono zapłacić, ale co tam. Dzięki temu wszak mamy odważniej patrzeć w kierunku Moskwy. Podobnie jest z wielomiliardową umową na dostawę gazu. Ten amerykański ma nam dać energetyczną niezależność - trudno więc, aby pieniądze grały tu pierwsze skrzypce. Bądźmy poważni.
Coś za coś, czyli bierz Polaku Huawei na celownik
Skoro zaś tak łatwo dajemy się złapać na amerykański lep - to może przy okazji da się z nami ugrać też inne, tak istotne dla globalnej strategii kwestie? Przecież w polityce nie chodzi tylko o załatwianie tego, co ważne tu i teraz, ale również tego, co nabierze wagi dopiero później. A że wśród technologicznych wyzwań - mających przy okazji w sporym stopniu determinować dalszy rozwój gospodarczy i nie tylko - łączność 5G wysuwa się na pierwsze miejsce, to warto rozeznać się, czy i tutaj sojusznik z Polski nie okaże się wyjątkowo pomocny.
Nie jest wszak tajemnicą, że Waszyngton obawia się pod tym względem chińskiej dominacji i wręcz dwoi się i troi, żeby do niej nie dopuścić. W USA też nikt nie chce, żeby Państwo Środka rozdawało karty w tej grze także na Starym Kontynencie. Stąd przekazywanie europejskim krajom uwag i ostrzeżeń, jakoby chiński Huawei był niebezpieczny w użyciu. To taktyka policzona na to, że w strachu poszczególne państwa zaczną się od złych Chińczyków odsuwać i jednocześnie wpadać w ramiona dobrych Amerykanów. I Polacy w to weszli. Nawet z przytupem.
W końcu premier Mateusz Morawiecki z wiceprezydentem USA podpisali umowę dotyczącą bezpieczeństwo sieci 5G. Ale na tym nie koniec. Skoro wszak Amerykanie pomagają nam podnieść poziom bezpieczeństwa (i wojskowego, i energetycznego) to trzeba bardziej stanąć z nimi ramię w ramię i o Huawei mówić jak najgorzej i jak najgłośniej. Z takiej okazji właśnie skorzystał Mariusz Kamiński, koordynator służb specjalnych w Polsce.
Inne kraje pokazują, że to nie jedyna taktyka
Obserwując poczynania kolejnych rządów jeżeli chodzi o technologię, 5G trzeba przyznać, że systematycznie spada siła retoryki amerykańskiej, nakłaniającej wszystkich do stawiania Chin i Huawei w kontekście 5G w jak najgorszym świetle. Okazuje się, że chcąc z kimś zrobić dobry deal, nie trzeba wcale iść na wszelkie ustępstwa też w innych sprawach.
Najpierw Niemcy przyjęli przepisy dotyczące 5G, ale zapisów wykluczających z postępowań firmę Huawei jakoś zabrakło. Potem podobnie postąpili Czesi: też nie zamknęli drzwi - jak sobie tego życzy Waszyngton - przed chińskim Huawei. Nie wykluczone, że inne państwa postąpią podobnie. Ale tutaj nie ma mowy z kolei o graniu na nosie Trumpa. Chodzi o nic innego jak pieniądze. Poproszenie Huawei o zamknięcie drzwi z drugiej strony skazuje de facto Europę na współpracę w tym względzie ze szwedzkim Ericssonem, który mógł wtedy wywindować ceny na dowolnym poziom, bez konieczności oglądania się na konkurencje.