Friz i Ekipa naprawdę chcą to zrobić. Ludziom na giełdzie mózgi wybuchły na widok ich planów
Ekipa Holding, idąc na giełdę, twierdzi, że jest warta ćwierć miliarda złotych, a za cztery lata będzie miała przychody czterdzieści razy większe niż dziś. Imponujące? Raczej przerażające! Inwestorzy dziwią się, że pod takimi wyliczeniami z kosmosu podpisał się własnym nazwiskiem jakikolwiek biegły rewident i że KNF jeszcze nie ostrzega przed Frizem. Oj, będzie się działo.
Ta zabawa rzeczywiście jest niebezpieczna. O tym, w jaki sposób Ekipa Friza pcha się na GPW, pisał niedawno Adam Sieńko. W skrócie, omija normalną ścieżkę i wchodzi bokiem dzięki połączeniu z Beskidzkim Biurem Inwestycyjnym, które już tam jest.
Co ciekawe, BBI to rzeczywiście namacalny biznes, w przeciwieństwie do Ekipy, która niczego nie produkuje, nie świadczy żadnych usług, tylko robi imprezy, nagrywa je i bawi tym dzieciaki. A teraz uważajcie, wycena BBI to 26 mln zł, a Ekipa Holding 252 mln zł.
Dlaczego Ekipa jest tyle warta?
Otóż ona jest tyle warta, ile wymyśli sobie Friz, a właściwie jego księgowi. Spółka przecież żyje ze sprzedaży wizerunku, a tego nie da się obiektywnie wycenić, ile on jest wart. Oczywiście można próbować. I można robić to realnie, a można bezczelnie, odlatując w kosmos. Friz odleciał. A inwestorom giełdowym, którzy rozumieją, jak czytać liczby w tabelkach, wybuchy mózgi, kiedy to zobaczyli.
Wiecie, co wymyśliła sobie Ekipa? W ciągu ostatniego roku, czyli od września 2020 r. do 1 sierpnia 2021 r. Ekipa Holding zanotowała 651,1 tys. zł przychodów ze sprzedaży, ale ponieważ koszty miała wysokie, nawet nic nie zarobiła, a miała stratę netto w wysokości 128,6 tys. zł. To przez to, że miała 832,5 tys. zł kosztów operacyjnych i 181,7 tys. zł straty operacyjnej.
A teraz uważajcie, bo nagle wszystko ma się w tych liczbach odmienić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Wycena spółki na przyszłość, sporządzona przez biegłego rewidenta (a więc niby kogoś z zewnątrz, kto powinien patrzeć spółkom na ręce), zakłada, że w tym roku przychody Ekipy wyniosą już 3 mln zł, a zysk operacyjny 1 mln zł. Za rok przychody powiększą się jeszcze czterokrotnie - do 12 mln zł (a zysk operacyjny do 8,5 mln zł).
Czytaj także: Biegły rewident - kim jest?
Ba! Za cztery lata, w 2025 r. przychody mają być już 40-krotnie większe niż w tym roku i sięgnąć 120 mln zł, a zysk 80 mln zł.
Już wiecie, dlaczego mózgi wybuchają, kiedy patrzy się na te liczby? Nie, nie z podziwu dla biznesowego geniuszu Friza! Twitter wręcz oszalał na punkcie biegłego rewidenta, który w te prognozy uwierzył (albo udaje, że uwierzył) i podpisał.
Twitterowicze szyderczo zakładają, że takie prognozy biznesowe muszą zapewne opierać się na założeniu, że w najbliższym czasie inflacja przekroczy 100 proc. (a przypomnę, że obecnie mamy ją na poziomie 5,5 proc.).
Inni dziwią się, że Komisja Nadzoru Finansowego na to nie reaguje.
Powtórka z rozrywki. Gaming zamiast deweloperki
I żeby była jasność: nikt tu nie mówi, że to jakiś przekręt. Nie ośmieliłabym się. To jest wszystko kwestia wiary, jak to na giełdzie. Ekipa Holding zresztą obiecuje, że wkrótce przestanie skupiać się wyłącznie na sprzedaży własnego wizerunku w internecie, a chce zająć się zupełnie nowymi projektami „spod znaku produkcji filmowej czy gamingu”, które już niby weszły w fazę realizacji. Tylko że nic więcej na ten temat nie wiadomo.
I bardzo przypomina mi to sytuację sprzed 2008 roku. Mieliśmy wówczas tzw. pierwszy boom budowlany w Polsce, istne szaleństwo i co druga spółka notowana na GPW próbowała podpiąć się pod ten trend, opowiadając, że wchodzi w deweloperkę, a jej akcje wtedy odlatywały w kosmos.
Czy rzeczywiście każdy wtedy zaczynał budować bloki? Oczywiście że nie! Świetnym przykładem jest tu spółka FON.
FON w swoim czasie obiecywał złote góry, a tak na prawdę nie prowadził żadnego realnego biznesu. Był jedynie wydmuszką dla spekulantów.
Ale jak już wspomniałam, nie o realny biznes tu chodzi. Na giełdzie chodzi o emocje. Im bliżej szczytu hossy, tym większe i bardziej absurdalne.