Poprzednia dekada sprzyjała niemieckiej gospodarce. Nasi sąsiedzi wyszyli obronną ręką ze światowego kryzysu finansowego lat 2007-2009. Wcześniejsze reformy rynku pracy dokonane przez rząd kanclerza Gerharda Schroedera w połączeniu z rosnącym popytem z Chin i rynków wschodzących przyczyniły się do powstania siedmiu milionów nowych miejsc pracy, a PKB rosło szybciej niż w przypadku Wielkiej Brytanii i Francji. Po pandemii, która spowodowała rozerwanie światowych łańcuchów dostaw, sytuacja jest odmienna – pisze Mirosław Ciesielski w „Obserwatorze Finansowym”.
Przymrozki wystraszyły Niemców. Chrzanić ambicje, kaloryfery muszą być ciepłe
Nasi zachodni sąsiedzi bardzo chcieli być prymusami zielonej transformacji w Europie. Ale te plany storpedowały najpierw katastrofa elektrowni jądrowej w Fukushimie w Japonii, a potem napędzany przez Moskwę kryzys energetyczny. W efekcie energetycznie Berlin coraz częściej potyka się o własne nogi. I już na starcie tegorocznego sezonu grzewczego, Niemcy musieli ponownie sięgnąć po bloki węglowe.
Wielka ofensywa. Łopata wbita, miliardy spadną na nas z nieba, a Niemcy gorzko zapłaczą
Te miliardy to właściwie nawet już leżą na ulicy i czekają, aż schylimy się, żeby zacząć je zbierać. Mają poczekać 12 lat, bo według najnowszego raportu EY tyle potrzeba, żeby inwestycja w CPK się Polsce zwróciła, a potem będą już tylko zyski na czysto. To niezwykle świetlana wizja. Choć właściwie lepiej byłoby powiedzieć, że z tej ulicy to będziemy zbierać nie miliardy złotych, a euro, bo to pieniądze, które mamy odebrać Niemcom. (Fot. Andrzej Rostek/Shutterstock)
Niemcy przywracają elektrownie na węgiel brunatny. Polscy górnicy: ale jak to?
Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej, we wrześniu polska energetyka była coraz bardziej zbliżona do tej niemieckiej. Jeszcze więcej energetycznych podobieństw z naszymi zachodnimi sąsiadami widzą związkowcy. Ci właśnie dowiedzieli się, że Niemcy, głównie ze względu na niedobory gazu, reaktywują swoje elektrownie węglowe. Z tego względu uważają, że umowa społeczna, zakładająca zamykanie polskich kopalń do 2049 r., nie ma już racji bytu.
Niemcy też mieli swój Turów. Ale wszystko załatwili to po cichu i tylko za 5 mln euro
Pamiętacie jeszcze międzynarodową awanturę o kopalnię Turów, w której najpierw Czesi, ale potem też Niemcy oskarżali polską odkrywkę o swoje kłopoty z wodą pitną? Skończyło się wielomilionowym odszkodowaniem, jakie Warszawa, ponaglana przez sąd, wypłaciła Pradze. Tymczasem niemiecka media donoszą, że można było to załatwić całkiem inaczej, bez zbędnego zgiełku i szumu medialnego. I też zdecydowanie taniej. Tak jak koncern węglowy Leag, który miał kasą pod stołem zamknąć usta samorządowcom z Frankfurtu nad Odrą.