koronawirus

W środę rano tuż po ogłoszeniu przed rząd decyzji o zamknięciu szkół, kin i placówek kulturalnych, Polacy rzucili się do sklepów. Puste półki od razu skłoniły do zadania pytań o to, czy nie grozi nam niedobór żywności. Głos w tej sprawie zabrała minister Jadwiga Emilewicz, która rozmawiała z przedstawicielami z największymi producentami żywności w Polsce.

Przejechałem w środę się po Warszawie, odwiedzając Biedronkę, Lidla, Tesco, Auchana i Carrefoura. Przejrzałem sklepowe półki i stwierdzam, że wygląda to, jakby warszawiacy ulegli panice. Z drugiej strony w ogóle nie byłem świadkiem żadnych nerwowych sytuacji, kłótni czy awantur. Wręcz przeciwnie – klienci żartowali z wirusa i z tego, co działo się w sklepach.

Jeszcze kilka dni temu prezydent USA bagatelizował zagrożenie związane z koronawirusem. Teraz Donald Trump zmienił zdanie i zdecydował się na zamknięcie granic dla Europejczyków.

Coraz więcej osób decyduje się pracować z domu, rząd w środę ogłosił zamknięcie wszystkich szkół i uczelni na dwa tygodnie, co oznacza, że kilka milionów uczniów również zostanie w domach i trudno podejrzewać, że wszyscy będą w tym czasie czytać książki i grać w szachy. W ruch pójdzie pewnie YouTube i Netflix. Eksperci nieoficjalnie przyznają, że rodzice powinni uważać na to, co robią dzieci, inaczej istnieje pewne ryzyko przeciążenia sieci. A teraz tylko tego nam brakuje, żeby padł internet. Panika murowana.

Maseczki, żele antybakteryjne, środki do dezynfekcji i wszelkie inne artykuły „na koronawirusa” muszą zniknąć z popularnych platform e-commerce: Allegro i OLX-a. Taką zaskakującą decyzję w środę późnym wieczorem ogłosił premier Mateusz Morawiecki.