Osoby goszczące u siebie uchodźców z Ukrainy nie dostaną świadczenia w wysokości 40 zł dziennie, jeżeli ich gość nie wylegitymuje się numerem PESEL. Część potencjalnych beneficjentów skarży się, że ta drobna zmiana, która pojawiła się pod koniec kwietnia w specustawie ukraińskiej, bezpowrotnie odcina ich od środków, o które chcieli się ubiegać.
Nikt nie chce od nas przyjąć wniosku. Od początku maja urzędnicy wymagają numeru PESEL, którego nasi uchodźcy nie wyrobili
– skarżą się Polacy, którzy chcą skorzystać z rządowego programu.
O co chodzi? 27 kwietnia rząd znowelizował specustawę, która zapewnia Polakom przyjmującym uchodźców 40 zł dziennie za każdego uchodźcę, któremu zapewni się bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie.
Rząd zaskoczył Polaków tymi PESEL-ami
Nowelizacja wprowadza dwie główne zmiany:
- wydłużenie okresu, za który może być przyznawane świadczenie o 60 dni (łącznie do 120 dni)
- obowiązek podania numer PESEL osoby przyjętej do zakwaterowania
Dzień później nowelizacja została klepnięta przez Senat. 29 kwietnia podpisał ją prezydent, a w Dzienniku Ustaw pojawiło się rozporządzenie zawierające nowy wzór wniosku o świadczenie pieniężne. Prostokącik, w którym osoba wypełniająca formularz miała wcześniej wpisać numer paszportu, został zastąpiony polem służącym do podania numeru PESEL. Zmiany weszły w życie 30 kwietnia.
W przedmajówkowym zamieszaniu wielu zainteresowanych tego nie odnotowało. Tuż po zakończeniu długiego weekendu gospodarze mieszkań ruszyli więc do urzędów miast po pieniądze i odbili się od ściany.
Jeden z internautów pisze, że gościł u siebie dwoje osób przez niemal dwa miesiące. Kobiety wyjechały pod koniec kwietnia za granicę, nie doczekawszy się wyrobienia numerów identyfikacyjnych. Ich gospodarz na wypłatę pieniędzy nie ma co liczyć. Urzędnicy nie chcą przyjmować starej wersji wniosków, a numer PESEL można odebrać tylko osobiście.
W podobnej sytuacji mogą być dzisiaj tysiące Polaków. Wnioski o wypłatę świadczeń można zgłaszać wyłącznie po zakończeniu okresu, w którym zapewnia się uchodźcom dach nad głową. W pierwotnej wersji rząd zapewniał, że środki zostaną wypłacone maksymalnie za 60 dni opieki. Jeżeli ktoś przyjął Ukraińców na początku marca dopuszczalny termin mijał na przełomie kwietnia i maja.
Sęk w tym, że o planowanych zmianach było całkowicie cicho. Internauci, którzy postanowili składać wnioski na początku maja piszą, że o nowym wzorze dowiadują się w urzędach.
Uszczelnianie wypłat za pomoc Ukraińcom
W rozmowie z „Rzeczpospolitą" Paweł Szefernaker, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, tłumaczył, że zmiany w specustawie mają za zadanie uszczelnić system. Zapowiedział również kontrole następcze, przyznając jednocześnie, że nie istnieje mechanizm, który mógłby pomóc samorządom weryfikować wnioski.
W dużych miastach MOPS-y nie mają zresztą fizycznej możliwości kontrolowania świadczeniobiorców, bo mają zbyt mało pracowników.
Wprowadzając całkowicie znienacka wymóg podawania numeru PESEL rząd tak naprawdę dolewa jednak tylko oliwy do ognia. Ukraińcy, którzy potraktowali Polskę jako kraj tranzytowy i zatrzymali się u polskich gospodarzy tylko przez dwa lub trzy tygodnie nie mieli zazwyczaj motywacji, by wyrabiać PESEL. Tym bardziej, że na początku kolejki do urzędów i punktu na Stadionie Narodowym w Warszawie były ogromne.
Coraz większa grupa uchodźców decyduje się także na powrót do ojczyzny. Według statystyk liczba osób wjeżdżających i wyjeżdżających z Polski do Ukrainy jest niemal równa. To kolejna grupa, która dla resortu spraw wewnętrznych przestała istnieć jeśli chodzi o wypłatę świadczeń. Trudno wyobrazić sobie przecież uchodźców wracających z Kijowa do Warszawy czy Krakowa tylko w celu odebrania lub wyrobienia numeru PESEL.
Niemała część osób, która miała nadzieje na odzyskanie kosztów związanych z goszczeniem u siebie ukraińskich uchodźców może teraz tylko bezradnie wzruszyć ramionami. Program od samego początku napotykał na problemy - wnioskodawcy skarżyli się, że gminy nie mają pieniędzy na wypłaty, a urzędnicy potrafią zażądać oryginału paszportów.
To wszystko wynikało jednak nie tyle ze złej woli, co z organizacyjnego bałaganu. Teraz Polacy zostali za to oficjalnie zrobieni przez rząd w trąbę.