REKLAMA

PGG spisana na straty. Spokój górników jest ważniejszy niż finanse spółki

Najpierw rząd za pieniądze podatników uspokoił górników pożyczką z Polskiego Funduszu Rozwoju i zaklepał niemałą forsę na ich wypłaty i premie barbórkowe. Teraz zaś trzyma kciuk za szybkie zakończenie negocjacji z Komisją Europejską w sprawie pomocy publicznej dla polskiego górnictwa. Bo branża bez pomocy państwa kolejnego roku nie przetrwa.

premie-barborkowe-na-czas-PGG
REKLAMA

Spółki górnicze, głównie ze względu na zagrożenie epidemiologiczne, odwołują uroczystości barbórkowe związane z Dniem Górnika. Ale tradycyjne premie na 4 grudnia mają być wypłacane na czas i w pełnym wymiarze. Na razie nikt nie chce przecież denerwować górników. Rząd o ich dobre samopoczucie pod kątem wypłat i extra premii zadbał wiele miesięcy wcześniej. Te plany może jednak popsuć Komisja Europejska, z którą trzeba negocjować umowę społeczną rządu z górnikami. Tam zaś jest zapis o pomocy publicznej dla branży, wycenianej nawet na 3 mld zł każdego roku. I wychodzi na to, że ekipa premiera Mateusza Morawieckiego tak sobie to właśnie wymyśliła: najpierw kasa z PFR, potem zielone światło od Brukseli dla rządowego wsparcia górnictwa i o płacowych pretensjach pracowników kopalni będzie można przynajmniej na jakiś czas zapomnieć. Tak jak o manifestacjach rozwścieczonych górników ze Śląska w Warszawie.

REKLAMA

Górnicze premie barbórkowe zjadają pożyczkę z PFR

Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej, przekonuje że premie barbórkowe będą wypłacone wszystkim górnikom na czas, czyli do 4 grudnia. To prawie równowartość wypłaty, dlatego często nazywana jest 13. pensją. Kilka tygodnie temu pytaliśmy służby prasowe PGG o koszt tych premii dla spółki, ale do dzisiaj nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Business Insider wylicza, że wypłata barbórek to wydatek dla PGG rzędu 350 mln zł. Czyli więcej niż trzecia część pożyczki z PFR. Wszak spółka w ten sposób - w ramach tarczy Finansowej PFR - otrzymała w kwietniu 2021 r. 1 mld zł. 

Pieniądze, które były już na kontach PGG 10 kwietnia, od początku miały zaspokoić potrzeby finansowe pracowników górniczej spółki. Chodziło o wypłatę pensji i premii. I z tego tytułu mają być też pokryte premie barbórkowe dla ok. 39-tysięcznej załogi PGG, kosztem ok. 350 mln zł. Warto pamiętać przy tej okazji, że w lutym br. na wypłatę 14. pensji PGG wydała ok. 300 mln zł. I za trzy miesiące będzie podobnie. Tym samym zdecydowanie większa część niż połowa z pożyczki PFR trafi na dwie górnicze wypłaty: na 13. w grudniu i 14. w lutym.

Wypłaty na czas, płynność finansowa na drugim planie

Dla rządu spokój górników i brak planów związanych z paleniem opon w Warszawie to jednak najważniejszy priorytet. Najlepiej wszak w miłej atmosferze dogadywać z KE szczegóły umowy społecznej. W ten sposób górnicze samopoczucie wydaje się lepiej cenione od samej kondycji finansowej PGG, która jest fatalna. Już przy okazji starań o pożyczkę z PFR padały argumenty, że bez tych pieniędzy będzie można zapomnieć o płynności finansowej spółki. PGG 2020 r. zakończyła stratą na poziomie 2 mld zł. Po siedmiu miesiącach 2021 r. na minusie ma mieć już ponad 1 mld zł. Żeby tych wyników dodatkowo nie pogorszyć rząd rozważa nawet wycofanie się z nowych norm jakości węgla, które miały zakończyć historię ekogroszku. A przecież wcześniej PGG miała wydać ok. 150 mln zł na produkcję tego typu surowca. 

Opieranie losu całej branży tylko na negocjacjach z Brukselą w sprawie umowy społecznej rządu z górnikami wydaje się mocno ryzykowne. Bo wychodzi na to, że rząd nie ma żadnej alternatywy. I albo KE zgodzi się na zapisy przedstawionego jej dokumentu - w tym przede wszystkim pomocy publicznej liczonej na 3 mld zł rocznie, albo PGG pewnie podzieli los swojej poprzedniczki - Kompanii Węglowej. W 2013 r. KW miała straty na poziomie 699 mln zł. W 2014 r. węglowej spółce na pomoc przyszedł Sejm, który tak zmienił ustawę o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego w latach 2008-2015 r., że Kompania Węglowa przez półtora roku nie musiała spłacać zaległych zobowiązań wobec ZUS-u. Ale to wystarczyło tylko na jakiś czas. W 2016 r. bankrutującą Kompanię zastąpiła PGG i jednocześnie przejmuje 11 kopalni i 4 zakłady KW.

A może PGG zniknie przez konsolidację?

A może jednak jest tzw. trzecie wyjście? Zawsze przecież można wrócić do pomysłu, o którym głośno już było jeszcze przed podpisaniem umowy rządu z górnikami. Chodzi o połączenie trzech spółek górniczych: PGG, Węglokoksu Kraj oraz Tauronu Wydobycie. Efektem tej konsolidacji miałby być jeden podmiot, który byłby beneficjentem pomocy publicznej, o której wspomina umowa społeczna. 

Skarb Państwa chce mieć pełną kontrolę, jak te pieniądze będą wydatkowane. Dotyczyć to będzie oczywiście wszystkich trzech spółek Skarbu Państwa, które będą korzystać z systemu wsparcia i będą korzystały z dotacji budżetu państwa - tłumaczy Sebastian Czogała, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.

Wtedy, pół roku temu, nie było jeszcze przesądzone, na bazie której spółki miałby powstać nowy, górniczy podmiot. Możliwe, że w przypadku kłopotów w negocjacjach z UE nie będzie można już w tym celu wskazać PGG. Cała operacja miałaby zakończyć się w 2022 r. Ale najpierw trzeba będzie do niej przekonać związkowców. Każda fuzja rodzi złe skojarzenia czy to z likwidacją jakiejś jej części lub utratą ilości miejsc pracy i niekoniecznie lepszą organizację. Doświadczaliśmy już tego zamieszania nie raz. Nie widzimy potrzeby sztucznego łączenia spółek węglowych - przekonuje Czogała.

Rząd gra z górnikami w kotka i myszkę

Trudno nie odnieść wrażenia, że górnicy nie dostrzegają rządowego planu. Jego głównym filarem są negocjacje z Brukselą i jak najszybsze uruchomienie pomocy publicznej dla PGG. Ale co się stanie, jak jednak KE nie wyrazi zgody na takie rozwiązanie? A przecież rząd i górnicy podpisując się pod umową zgodnie ustalili, że na jej zapisy musi zgodzić się administracja unijna. W tak zwanym międzyczasie z Ministerstwa Aktywów Państwowych do resortu rozwoju i technologii odszedł Artur Soboń, który umowę społeczną najpierw z górnikami negocjował a potem podpisał. Mimo konieczności przyspieszenia rozmów w Brukseli górniczy wakat w rządzie trwał ponad miesiąc. W końcu nowym wiceszefem resortu, najprawdopodobniej odpowiedzialnym za górnictwo i transformację energetyczną został były poseł PiS z Gliwic Piotr Pyzik. Nie ma doświadczenia w branży, ale jego atutami są dobre notowania u szefa partii Jarosława Kaczyńskiego i to, że jest ze Śląska. 

Na razie nie wiadomo też, w jakim kierunku podążają rozmowy na temat pomocy publicznej dla górnictwa na linii Bruksela - Warszawa. Aktywiści klimatyczni nie od dzisiaj przekonują, że nie ma co liczyć na zielone światło od KE w tej sprawie. Umowa społeczna, czy raczej, „zmowa węglowa”, to porozumienie, które jest fikcją, ponieważ zakłada ono kompletnie oderwany od rzeczywistości harmonogram zamykania kopalni węgla, co jest podstawą tego układu - przekonuje Joanna Flisowska, koordynatorka zespołu klimat i energia w Greenpeace Polska. Przypomnijmy, że dołączony do umowy rządu z górnikami harmonogram zakłada zamykanie ostatniej kopalni w 2049 r. Tymczasem rok później - w 2050 r. w całej UE ma zapanować neutralność klimatyczna

Zamiast umowy społecznej, mamy wielkie oszustwo i blamaż polskiego rządu - komentuje Patryk Białas ze Stowarzyszenia BoMiasto.

REKLAMA

Z kolei Dominik Olędzki z Koalicji Klimatycznej zwraca uwagę na to, że porozumienie rządu ze związkami górniczymi jest wbrew interesowi i wbrew woli polskiego społeczeństwa. Jego zdaniem przeprowadzone badania opinii publicznej wyraźnie wskazują na ogromne poparcie społeczne dla odejścia Polski od węgla w obecnej dekadzie.

Tymczasem rząd ignoruje zdanie i wolę większości Polek i Polaków, ignoruje nasze bezpieczeństwo, ignoruje naszą przyszłość oraz wskazania nauki - twierdzi Olędzki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA