REKLAMA

Polski rząd uważa, że kopalnia Turów nie szkodzi środowisku, a Czesi chcą nas orżnąć na kasę

Rząd Mateusza Morawieckiego odkrył karty, jeżeli chodzi o spór o kopalnię w Turowie. Przedstawiciele resortu klimatu i środowiska utrzymują, że Czesi nie mają racji, a ich argumenty są wyssane z palca. Jednocześnie PGE nie ukrywa, że chce tam wydobywać węgiel do 2044 r.

Spór z Czechami o Elektrownię Turów. Polski rząd odrzuca zarzuty Pragi
REKLAMA

Czesi chcą nas wyłącznie naciągnąć na kasę. My zaś mamy za sobą garść dowodów, że te ich gadanie o znikającej wodzie pitnej przez kopalnię w Turowie - to zwykła bujda na resorach. Tak w skrócie można podsumować wczorajsze połączone posiedzenie sejmowych komisji ds. energii, klimatu i aktywów państwowych; środowiska oraz spraw zagranicznych.

REKLAMA

Podczas tych obrad reprezentanci rządu przekonywali, że nie dość, że chcieli w tej sprawie utrzymywać z naszymi południowymi sąsiadami jak najbardziej rzetelny dialog, to dodatkowo Czesi wykazali się sporą hipokryzją. Piotr Dziadzio, wiceminister klimatu i środowiska i jednocześnie Główny Geolog Kraju, stwierdził, że Czesi jedną rękę dawali niby na zgodę, a drugą wyciągali po tylko rosnące z miesiąca na miesiąc roszczenia. 

Dialog był bardzo intensywny, łącznie z omówieniem propozycji oraz polubownego rozwiązania tego konfliktu

– przekonuje Dziadzio.

Do wczorajszych obrad w Sejmie nie pozwolono dołączyć się ekspertom z Greenpeace Polska. „Jeśli niektórzy posłowie liczą na to, że uda im się nas zastraszyć i wykluczyć z debaty - to są w błędzie” - komentuje dla Bizblog.pl Anna Meres z polskiego oddziału Greenpeace.

Turów, czyli Polska upiera się przy swoim

Wychodzi więc na to, że Czesi ze swoją skargą do TSUE za kopalnię Turów po pierwsze zdecydowanie się pospieszyli, a po drugie i tak nic w ten sposób nie zwojują. Bo racja jest po stronie Polski i tyle. Naszym południowym sąsiadom zależy zaś wyłącznie na kasie. Piotr Dziadzio poinformował parlamentarzystów, że teraz chodzi o w sumie 10 mln euro, a docelowo ma to być nawet 60 mln euro. Przy okazji żądania Czechów nazwał „koncertem życzeń”. 

Wcześniej nikt z rządu tak kategorycznie o postulatach Czechów nie mówił. A przecież te znane są nie od dzisiaj. W lutym br. polskiemu rządowi dokładnie je przedstawił minister spraw zagranicznych Czech Tomas Petricek. Chodziło m.in. o wybudowanie roślinnego wału ochronnego, wypłatę odszkodowania za utraty wody pitnej (Kraj Liberacki wylicza, że straty sięgają już 1,5 mld koron czeskich (ponad 260 mln zł), a także budowę alternatywnych źródeł wody, co miałoby kosztować ok. 140 mln zł. 

Naszym zdaniem Polska łamie prawo UE, a skutki dla czeskich obywateli są oczywiste

– twierdzi szef czeskiej dyplomacji.

Polska twierdzi, że wody pitnej w Czechach nie brakuje

Teraz z ust przedstawicieli polskiego rządu dowiedzieliśmy się, że to wszystko to taka czeska bujda na resorach. Polacy zaś mają długą listę dowodów na to, że roszczenia naszych południowych sąsiadów wyssane są z palca. 

Ta woda jest i jej nie brakuje

– stwierdził na posiedzeniu sejmowych komisji Piotr Dziadzio.

Jednocześnie Główny Geolog Kraju przekonywał, że problem z wodą u Czechów to wcale nie kopalnia Turów, a zmiany klimatyczne i wyraźnie mniejsze opady w ostatnim czasie. Jego zdaniem Czesi wymyślają ten kłopot z wodą na siłę. Tymczasem „baseny, kąpieliska, podlewane są trawniki, tą wodą, której rzekomo brakuje”. Szkopuł w tym, że Czesi swoje utraty wody w rejonach kopalni Turów mają naprawdę dobrze udokumentowane. 

W lutym w okolicach Uhelnej zainstalowano w sumie 65 sond monitorujących poziom wód gruntowych. Cała sieć punktów ma razem 4 km. Swoje argumenty ma też niemiecki geolog Ralf Krupp, który wylicza, że spadek wód gruntownych i w Kraju Liberackim i w niemieckiej Saksonii może osiągnąć nawet 20 m w ciągu najbliższych 24 lat.

Węgiel w Turowie będzie wykopywany do 2044 r.

Na połączonych posiedzeniach komisji sejmowych przynajmniej padła jednoznaczna deklaracja, że PGE chce wydobywać węgiel do 2044 r. Wcześniej informowali o tym przedstawiciele Fundacji „Rozwój TAK – Odkrywki NIE”, którzy dotarli do danych zawartych w Biuletynie Informacji Publicznej Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

„Udało nam się uzyskać nieoficjalne potwierdzenie, że PGE zwróciła się o pozwolenie na wydobycie przez kolejne 23 lata” - komentował na początku lutego br. Kuba Gogolewski, kampanier finansowy Fundacji „Rozwój TAK – Odkrywki NIE”. 

REKLAMA

Teraz to już żadne domysły. O planach wydłużenia koncesji w kopalni Turów do 2044 r. poinformowała sama PGE. I taka strategia ma najwyraźniej poparcie w rządzie, który za szybko z Turowa nie chce rezygnować. Uczestniczący w debacie wiceminister aktywów państwowych Zbigniew Gryglas przypomniał, że kopalnia i elektrownia w Turowie dają blisko 2 GW mocy, co pozwala zabezpieczyć energetycznie 2,3 mln gospodarstw domowych. Zdaniem jednak Anny Meres tego typu argumenty nic nie wnoszą do tej dyskusji. 

„Politycy nadal nie rozumieją, że plan rozbudowy kopalni odkrywkowej Turów i jej działalność do 2044 r. nie tylko są kompletnie oderwane od rzeczywistości i negatywnie wpływają na nasze relacje z sąsiadami, ale także stoją na drodze regionu do skorzystania z funduszy europejskich na przeprowadzenie sprawiedliwej transformacji” - uważa działaczka Greenpeace Polska.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA